Mille Gusti to skromny urokliwy lokalik z klimatem. Główną ozdobą jego prosto urządzonego wnętrza są kinkiety i kameralne oświetlenie tworzące atmosferę dobrą do posiedzeń i spotkań w parach. Najważniejsze jest bowiem światło, wielkie okna i czekoladowy kolor ścian.
Tutejsza klasyczna włoska kuchnia w swojej pierwszej odsłonie rzuciła mnie na kolana. Niby zwykła zupa pomidorowa na przystawkę – a jakie zrobiła wrażenie! Lekki esencjonalny krem z pomidorów kucharz oblał hojnie dobrą oliwą z pesto ze świeżymi drobinkami bazylii. W tej aromatycznej pomidorowej kąpieli mościły się spore kawałki pomidora i chleba – dzięki nim powstała lekka pomidorowo-bazyliowa treść.
Oko cieszyły też baśniowe kolory – wiosenna zieleń i jesienna czerwień. Zapiekany koper włoski pod beszamelem też roztaczał wyjątkowe zapachy, ale niestety samo warzywo ukryte pod pomidorową pierzyną było twardawe, a ser, którym przykryto sos, nie był najlepszego gatunku. Tragicznie wypadło tagliatelle z ragout z sarny w pomidorach i śmietanie – przygniecione (co za szkoda) skorupą z paskudnego twardego sera.
Za to pieczona dorada zrekompensowała te chwilowe niedostatki kuchni. Podana została z warzywami na parze, ziemniakami i skontrastowana z lekko kwaśną salsą z kiwi. Chociaż wolę doradę w klasycznym pomidorowo-oliwkowym akompaniamencie, ten z Mille Gusti, ku memu zaskoczeniu, wypadł ciekawie.
Na jeden z tutejszych smaków szczególnie warto czekać. Nawet 20 minut. To rewelacyjne zabajone z malinami. W kamionkowym naczynku ciepły kożuszek przykrywa złocisty jajeczny sos. Żółtkowe cudo przetykają od czasu do czasu pulchne kwaskowe maliny. Może tylko niepotrzebnie dodano ciut olejku migdałowego.