Polskiego rynku leków bez recepty (tzw. preparatów OTC) nie można porównywać z innymi rynkami. Różny jest bowiem system państwowych refundacji. Na przykład we Francji, Grecji, Niemczech czy Skandynawii państwo dopłaca również do takich specyfików. We Francji spożycie lekarstw bez recepty systematycznie spada, w miarę jak rozbudowywany jest system ubezpieczeń i dostępu do usług medycznych. Tego typu leki kupuje trzy czwarte Francuzów, zwłaszcza kobiety i ludzie młodsi. Starsi, leczący się na różne schorzenia, starają się unikać leków, które brane pochopnie, mogą wywoływać niepożądane działania w interakcji z przyjmowanymi przez nich preparatami przepisanymi przez lekarza.

Rynek preparatów OTC jest bardzo rozbudowany w Stanach Zjednoczonych. Wysokie ceny wizyt lekarskich sprawiają, że Amerykanie chętnie leczą się na własną rękę. Zwłaszcza że przeszło 50 milionów mieszkańców USA nie ma ubezpieczenia.

W amerykańskich sklepach bez recepty można kupić nawet antybiotyki dla niemowląt czy dentystyczne plomby, które np. w hipermarkecie Wal-Mart kosztują niecałe 4 dolary. Taką plombę wkłada się samodzielnie, trzeba tylko wstrzymać się z jedzeniem przez godzinę. Producent zastrzega jednak, że należy jak najszybciej udać się do lekarza.

W popularnej sieci sklepów z medykamentami Rite Aid można zaopatrzyć się w zestaw do wyjmowania zanieczyszczeń z oczu‚ a także pakiet ze strzykawką i specjalnym płynem rozwadniającym do odetkania ucha. CVS/Pharmacy proponuje natomiast lek powstrzymujący kataraktę. W USA dostępnych jest też bez recepty sporo leków przeciwbólowych, środków nasennych i antydepresantów. Zdaniem International Narcotics Control Board (niezależna organizacja nadzorująca obieg środków psychotropowych w krajach ONZ) liczba osób regularnie spożywających tego typu preparaty przekracza liczbę osób zażywające klasyczne narkotyki.