W owym czasie (1898) Karl Benz sprzedał już ponad 1000 pojazdów, a ich produkcję rozpoczynano w Ameryce. Jednak co tu się dziwić władcy? Sami konstruktorzy niezbyt byli przekonani do swego wynalazku. Gottlieb Daimler, któremu w historii motoryzacji przypadło honorowe miejsce, uważał, że „zostanie zbudowanych nie więcej niż 5000 pojazdów. Nie mamy wszak więcej szoferów”.
Zanim jednak światem zaczęły rządzić garbusy, mini morrisy i małe fiaty, automobil był zabawką dla bogatych. Lśniącą niklem i chromem, pachnącą skórą, przykuwającą oko linią, szerokimi błotnikami, deską rozdzielczą, żebrami grilla, fantazyjnymi deklami kół.
Larry Edsall, przez lata dziennikarz „AutoWeek Magazine”, przypomina owe pojazdy, dziś obiekty kolekcjonerskie, w albumie „Legendarne samochody”.
Znalazł się tu alfabet obiektów. Od a – abarth, alfa, ac, aston martin, audi, austin, auto union – do z (Zagato, producent karoserii). Książka ułożona jest jednak chronologicznie, dzięki czemu poznając dzieje automobilizmu, oglądamy historię projektowania. Karoseria i reklama są świadectwem ewolucji designu. Narzuconą wymogami technicznymi kanciastą sylwetkę pierwszych pojazdów łagodzą dodatki: zapasowe koła w pokrowcach, duże boczne reflektory i składane dachy.
Art déco to połączenie wydłużonych kształtów i harmonijnych wygięć (mercedes 540K czy bugatti 57SC) z brutalną mocą silnika. W latach powojennych widać ograniczenia i biedę – pierwsze citroeny 2cv produkowano z blachy falistej. Ale Europa goni Amerykę, wypuszczając sedany, małe sportowe wozy i dystyngowane limuzyny Mercedesa, Bentleya, Rolls-Royce’a, MG, Lancii, Jaguara.