Chodzi już nie tylko o tabletki nawilżające skórę, ale napoje wygładzające zmarszczki czy gumy do żucia zmieniające zapach skóry. Żywność funkcjonalna robi furorę na całym świecie. Zdaniem naukowców w 2010 r. już co czwarty kupowany produkt żywnościowy będzie należał do tej grupy, a jak prognozuje Instytut Futurologii z niemieckiego Kelkheim do roku 2050 nawet połowa. Tylko w tym kraju, jak podaje firma badawcza Nielsen, wydatki na żywność funkcjonalną to już 5,1 mld euro rocznie.
[srodtytul]Co wynika z definicji[/srodtytul]
Czym naprawdę jest to nowe zjawisko? – To każda żywność, która na skutek obecności składników biologicznie czynnych (własnych lub dodanych) i/lub usunięcia składników antyżywieniowych, wywiera pozytywny i potwierdzony przez medyczne badania kliniczne wpływ na zdrowie człowieka, jego sprawność fizyczną i stan umysłu – brzmi zdecydowanie najbardziej przystępna definicja autorstwa prof. Krzysztofa Krygiera ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie.
[srodtytul]Co mówią reklamy[/srodtytul]
Nie chodzi tylko o jogurt z błonnikiem czy sok z witaminą C. W Stanach Zjednoczonych czy Europie Zachodniej klientów atakują już zupełnie inne reklamy. Butelka produkowanej w Szwajcarii wody mineralnej Beauty Water zawiera 30 mg znanego z kosmetyków enzymu Q10 oraz 15 mg witaminy E. Jak podaje producent, wystarczy wypijać dziennie dwa litry cudownego i oczywiście świetnie smakującego płynu, by bardzo szybko zobaczyć efekty – wygładzenie zmarszczek i znacznie lepsze nawilżenie skóry. Producent, znanym też u nas wzorem tandetnych reklam sklepów wysyłkowych, publikuje opinie zachwyconych klientek. Jenny Jürgens, przy założeniu że w ogóle istnieje, wodę oczywiście chwali: nie dość, że daje fantastyczne efekty, to jej picie oznacza dla diety jedynie pięć dodatkowych kalorii dziennie.