Zresztą może istniało już wcześniej, tylko że nie wychodziło poza obszar napisów na ścianie toalety i humoru koszarowego. W każdym razie nie był to przedmiot rozmów towarzyskich. Dziś seks oralny stał się po prostu banalnym tematem. Nieocenione zasługi w upowszechnianiu go ma Monika Lewinsky, błyskotliwe dialogi prowadziła Doda z Saletą. O nie, przepraszam, były jeszcze dwie słynne sceny w kinie polskim: w „Polowaniu na Muchy” i „Ziemi Obiecanej”. Ta druga zresztą obcięta przez reżysera przed rozpowszechnianiem w kinach.

Ale u Wajdy obeszło się bez frazeologii. Niedawno Andrzej Mleczko, którego rysunki zawsze odznaczały się wysokim nasyceniem seksem, ale któremu trudno odmówić inteligencji, zilustrował to w „Polityce” we właściwy sobie dosłowny sposób. Lodziarnia, w niej pan z panią, resztę proszę sobie domówić.

Że coś jest na rzeczy, dowodzi obszerny tekst zamieszczony niedawno w poważnym internetowym magazynie „Slate”. Czy seks oralny zawsze był normalny? – zastanawia się autor William Saletan i przytacza badania prowadzone na amerykańskich uniwersytetach, które cytuje za „Journal of Sex Research”. Najnowsze przeprowadził w 2006 r. profesor Jonathan Zenilman, ekspert chorób przenoszonych drogą płciową, który porównał dane z 1990 r. z najnowszymi. Wśród jego pacjentów liczba uprawiających seks oralny wśród chłopców i mężczyzn wzrosła z 50 procent w roku 1990 do 75 – 80 procent w 2006 r., a wśród kobiet odpowiednio z 25 do 75 – 80 procent.

Z seksu oralnego zdjęto stygmat, stwierdza Saletan. To prawda. Padło tabu, jedno z kolejnych. Upublicznienie jednej z praktyk, które zawsze istniały, ale nie były przedmiotem programów telewizyjnych, jest następnym krokiem na drodze do trywializacji wszystkiego co intymne. – Wszystko staje się coraz bardziej chamskie – powiedział Mrożek, wyjeżdżając do Nicei. Może wkrótce w ramach otwartości seks oralny zacznie być nauczany w szkole. Ciekawe, czy ludzkość wiele na tym zyska.