Reklama

Chcemy szyć to, czego w Polsce nie ma

- Jak studiowałyśmy, ciągle atakowały nas prasa, telewizja. Ale nie miałyśmy nic do pokazania - mówią w rozmowie z "Rz" Natalia Roelfer i Anna Leoniec, projektantki 180

Publikacja: 12.06.2008 08:02

Chcemy szyć to, czego w Polsce nie ma

Foto: Rzeczpospolita

Rz: Studiowałyście w Central Saint Martin’s i w London College of Fashion. I wróciłyście do Polski, żeby tu stworzyć własną markę. To pod prąd.

Natalia Roelfer: Ja nigdy się nie zaaklimatyzowałam w Londynie. Nie czułam się tam dobrze. Jak lądowałyśmy, zaraz pakowałyśmy walizki, żeby wracać do Warszawy. Tam w środowisku mody atmosfera nie jest zdrowa. Wielka konkurencja, wszyscy patrzą na siebie wilkiem, zazdroszczą jedni drugim. Trudno się z kimś zaprzyjaźnić. Studiuje mnóstwo ludzi ze świata, najwięcej z Azji. Saint Martin’s wypuszcza setki absolwentów co roku, w różnych specjalizacjach: akcesoria, tkaniny, dziennikarstwo mody.

Rozmawiałam ze studentem, który uważał, że powinno się o nim napisać artykuł dlatego, że trafił do Saint Martin’s. Poza sukienkami na papierze, niczego nie zrobił.

Anna Leoniec: Jak studiowałyśmy, ciągle atakowały nas prasa, telewizja. Ale nie miałyśmy nic do pokazania. Byłyśmy ukierunkowane na uczenie się fachu. LCF daje wiedzę praktyczną. Projektuje się dla Cherokee, dla Esprit. Saint Martin’s ma nastawienie artystyczne. Ale to są najlepsze szkoły mody na świecie. Jest jeszcze nowojorska Parsons. Składałam tam papiery, ale zrezygnowałam. Tam się haruje 24 godziny na dobę, bez wakacji. Jak opuścisz jeden dzień, mogą cię wyrzucić.

Ile kosztują studia w Londynie?

Reklama
Reklama

Anna, Natalia: Teraz, jak jesteśmy w Unii, płaci się 1100 funtów rocznie. Ale my przez większość czasu płaciłyśmy o wiele drożej. Studenci z Azji płacą 10 tysięcy funtów.

Znacie się z Warszawy, czy spotkałyście się w Londynie?

Natalia: To, jak się poznałyśmy, to zabawna historia. Mnie tata zawiózł do Londynu i zostawił tam, swoją małą córeczkę. Trochę popłakiwałam, nikogo nie znałam. A na lotnisku tata spotkał rodziców Ani. Wziął jej telefon i kazał mi zadzwonić. Dzwoniłam, a ona nie odbierała.

Anna: Pracowałam wtedy dla Arkadiusa. Byłam zajęta, a tu tata mi mówi, że mam się zaopiekować jakąś dziewczynką. Postanowiłam nie odbierać telefonu. Ale się spotkałyśmy, a po roku zamieszkałyśmy razem. Stałyśmy się jak siostry syjamskie. Bez siebie w Londynie nie przeżyłybyśmy.

Czy mała firma przeżyje w świecie fast fashion? Nie pożre was korporacja?

Anna, Natalia: Nie damy się pożreć. Chcemy robić to, czego w Polsce nie ma. Ciuchy do noszenia. Dobrze zaprojektowane, wykończone, nie masówkę. To nie są rzeczy, w których prują się od razu dziurki. Mamy świetną konstruktorkę, panią Jolę. Jak coś wykroi, na każdym dobrze leży.

Reklama
Reklama

Ile kosztują te ubrania?

Anna, Natalia: Od 300 złotych za bluzkę do 3 tysięcy za wieczorową sukienkę.

Ulubieni projektanci?

Anna, Natalia: Dries Van Noten, jest wspaniały, kochamy go. Marni, Balenciaga, Chloe.

Kultura
Sztuka 2025: Jak powstają hity?
Kultura
Kultura 2025. Wietrzenie ministerialnych i dyrektorskich gabinetów
Kultura
Liberum veto w KPO: jedni nie mają nic, inni dostali 1,4 mln zł za 7 wniosków
Kultura
Pierwsza artystka z niepełnosprawnością intelektualną z Nagrodą Turnera
Kultura
Karnawał wielokulturowości, który zapoczątkował odwilż w Polsce i na świecie
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama