A propos: niedawno zapytała mnie młoda znajoma, co to właściwie znaczy „total look” – czy chodzi o jednorodność stylistyczną? Wyjaśniam: zasada „totalu”, to jeden kolor na całej sylwetce – od nakrycia głowy do buta. Materiały gładkie, bez deseni. Żeby podkreślić charakter i tonację kreacji, dobrze jest dodać jakiś kontrastowy, nawet „zgrzytliwy” element. Najlepiej przełamywać czysty ton czernią, ale może też być coś bardziej wyrafinowanego, jak amarant do fioletu, cynober do różu, brąz do lazuru, pink do szmaragdu.
Nie chcę być Kasandrą, lecz szanse na rozpowszechnienie tego trendu wydają mi się zerowe. Przeszkody są dwoistej natury: praktycznej i psychicznej. Żadna zdrowo myśląca kobieta nie założy turkusowych zamszowych botinek na jesienno-zimową pluchę.
O racjonalnych przeciwwskazaniach nie ma co długo mówić, są oczywiste. Teraz o oporach psychofizjologicznych. Dlaczego żywe barwy nie kojarzą się nam z zimą? Po prostu, takie odcienie w chłodnych sezonach nie występują w naturze. Atawizm podpowiada człowiekowi, żeby nie rzucać się w oczy – przynajmniej na co dzień. Wówczas staje się łatwym celem dla wroga. A choćby był bezpieczny, skupia na sobie uwagę innych, na co nie zawsze ma ochotę.
Nie mniej ważna w doborze kolorystyki ubrań jest lokalna tradycja. Nie muszę nikomu przypominać, co symbolizuje czerń czy biel. Wiadomo też, że przez wieki karminowa czerwień była zarezerwowana dla władców, a purpura – dla ojców Kościoła. Te odcienie wyróżniają, dodają dostojeństwa, symbolizują siłę, energię, bogactwo. Czasy się zmieniły, ale w krajach, gdzie typ macho nie należy do rzadkości, mężczyźni najchętniej noszą czerwone szaliki. Podświadomie dodają sobie wigoru i zaznaczają męską potencję.
O wyborze koloru decyduje również indywidualne samopoczucie. Zimowe przygnębienie sprawia, że bezwiednie sięgamy po ciemniejsze tony. Ale gdy chcemy dodać sobie animuszu, wybieramy ostre w barwach dodatki: czerwień, oranż, ciemny róż. Te właśnie ciepłe, nasycone odcienie dobrze działają zimą na psychikę. Dosłownie i w przenośni grzeją. A obok nich – uwaga! – barwy tradycyjnie uważane za zimne: czysty, mocny błękit, nieco zbliżony do fioletu oraz jasna zieleń, niekiedy określana mianem turkusu.