Pani Czesława swoje zwierzątka tworzy już kilkadziesiąt lat‚ bo – jak mówi – baranów od „zilka” musi pilnować Burek‚ a byczków (jak w miejscowej piosence) ma być przynajmniej osiem. Każda ulepiona z ciasta figurka na chwilę jest zanurzana w gotującej się wodzie‚ a następnie wypiekana. Na końcu przynosi kilka złotych ludowej artystce.
W Poznaniu pani Czesława swe wyroby sprzedaje w stoisku Cepelii. Razem z nią swe rękodzieło prezentuje pięcioro artystów ludowych z Kurpiów i z Bobowej k. Tarnowa. Bogatą ofertę rękodzieła przedstawia aż 12 spółdzielni.
Można tu zobaczyć m.in., jak przebiega obróbka lnu (od międlenia‚ przez klepanie i czesanie‚ aż po przędzenie tkanin), z którego powstały sprzedawane tu koszule. Można się przekonać‚ że w polskich domach – i to nie tylko wiejskich – wciąż powstaje masło wprost ze śmietany, na ręcznych krosnach tkane są obrusy i serwety‚ dziergane koronki‚ a ze skóry wyrabiane buty, bez żadnej chemii. Wszystko też można było kupić po promocyjnych cenach‚ dowiedzieć się, jak to się wytwarza‚ a czasem nawet nauczyć robić.
[srodtytul]W grudniu liczą się aniołki[/srodtytul]
Festiwal Sztuki i Przedmiotów Artystycznych przywiódł do Poznania prawie 400 twórców. Większość z nich uczestniczyła w stworzonym przez siebie‚ ale zorganizowanym przez Międzynarodowe Targi Poznańskie‚ przedświątecznym jarmarku. Wśród klientów dominowali tacy‚ którzy szukali niebanalnej biżuterii‚ świątecznych ozdób lub oryginalnych prezentów pod choinkę. Ręcznie tkany kilim kosztował tu połowę sklepowej ceny‚ a ceramiczną figurkę można było nabyć już za kilka złotych. Figurki zazwyczaj miały skrzydła. Aniołki były szklane‚ drewniane‚ porcelanowe‚ druciane‚ wyklejane‚ z usztywnianych nici. Jakie kto chciał. Z dziecinnych wyobrażeń‚ w których „aniołki fikają na chmurkach” w konwencji świątkowej‚ a nawet liturgicznej.