W Polsce braci benedyktynów jest około siedemdziesięciu. W Tyńcu mieszka czterdziestu. – W krajach Beneluksu ostatnimi czasy zamknięta została kongregacja holenderska, a mnisi z dwóch klasztorów zamieszkali w domu starców – mówi ojciec Szymon Hiżycki OSB. – We Włoszech, w Genui klasztor stał się szpitalem.
“Benedictus montes amabant” – góry umiłował – przylgnęło do świętego Benedykta. Barokowy klasztor w Melku (Austria) czy Mont Saint–Michel w Normandii, słynne miejsca kontemplacji, znane są nie tylko wśród wiernych, ale też turystów, którzy wręcz zadeptują te niezwykle położone budowle. Monte Vettere, Subiaco i Monte Casino to też klasztory na szczytach wzniesień. Podobnie zbudowano 20 lat temu Titicaca w Peru, na wysokości 4 tys. metrów.
Klasztor tyniecki na białej wapiennej skale tętni dziś życiem. Benedyktyni nie narzekają na brak powołań. Dzięki Bogu – usłyszałam od uczestnika mojej wycieczki. Dzięki opatrzności bożej – odpowiednie dał rzeczy słowo jeden z mnichów. Moim zdaniem również dzięki pracy, determinacji i entuzjazmowi, z jakim bracia realizują kolejne dzieła. Przyglądałam się im przez dobę. Jestem pod wrażeniem.
[srodtytul]Z ruin powstałeś[/srodtytul]
Cztery lata temu ojciec Bernard Sawicki OSB był najmłodszym kandydatem, gdy został wybrany opatem tynieckim. Absolwent Akademii Muzycznej w Warszawie miał wówczas 37 lat. Potrzebował tylko czterech lat by odbudować południowe skrzydło opactwa, od strony Wisły, zwane przez pokolenia Wielką Ruiną.