Wożenie sera do lasu

Lubię mój wiejski sklep. Jest w nim ser koryciński, kozi twaróg polski, nie holenderski, biały ser z certyfikatem gospodarstwa ekologicznego.

Publikacja: 03.05.2009 01:02

Joanna Bojańczyk, autorka felietonu

Joanna Bojańczyk, autorka felietonu

Foto: Fotorzepa, Michał Warda Mic Michał Warda

[link=http://blog.rp.pl/bojanczyk/2009/06/25/wozenie-sera-do-lasu/]skomentuj na blogu[/link]

Można dostać jajka od kur, które dziobią ziarno z ziemi, a nie karmę z mączki rybnej oraz szynkę nienafaszerowaną truciznami. Jest kiełbasa o smaku kiełbasy i jabłka urody mało okazałej, za to smaczne. Wiejski sklep niestety nie jest tani. Za niewielkie zakupy – parę kawałków sera, jajka i kilka smacznych naleśników płacę tam stówę.

Jadąc na wieś na Mazury, zabieram jedzenie z wiejskiego sklepu. Bo wbrew nazwie oraz zawartości znajduje się on w Warszawie. A w miejscowości Lidzbark Welski, w pobliżu której leży maleńka wieś, gdzie jeździmy, próżno by szukać wiejskiego sklepu. Tam są wyłącznie sklepy i produkty miejskie.

Pieczywa innego niż mocno nadmuchane powietrzem (żeby tylko!) w ogóle brak. Chleb jest tylko pokrojony na plasterki w foliowych workach, bochenek o wyglądzie dawnego kilogramowego waży niespełna pół kilo. Ser biały jest wyłącznie w przemysłowych kostkach albo smaczna skądinąd Piątnica (– Pani, kto tu kupuje biały ser – usłyszałam w sklepie), jajka produkcji anonimowej. O kurze domowego chowu pamiętają tylko ludzie starsi, bo dzisiaj hodowla kur na wsi już się nie kalkuluje. Podobnie jak hodowla ryb. W okolicy pełnej jezior i stawów najbardziej dostępną rybą jest panga i dorsz. Problem wędlin w Biedronce, gdzie zaopatruje się cała ludność, zmilczę litościwie.

W sklepie miejskim na wsi za to bez problemu dostanie się przywiędłe mango o zdrewniałym smaku, ananasa z przebiegiem kilkunastu tysięcy mil oraz winogrona, które przyjechały, jak się domyślam, stamtąd, gdzie obecnie jest jesień, czyli z Chile, Nowej Zelandii itp. Rozumiem, że ludzie na wsi nie chcą, by ograniczać ich wybór do kapusty i golonki. Mają rację. Ale nie rozumiem, dlaczego nie są zainteresowani zdrowym, prostym jedzeniem z własnej okolicy dostępnym w sprzedaży bezpośredniej. Żywność ekologiczna jest droga. Ale gdyby nie przechodziła przez dziesiątki pośredników i hurtowni, nie byłaby dostarczana samolotami i statkami, byłaby tańsza. I nie byłaby posypana tonami proszków, żeby wytrzymać podróż.

Gdzie są te wszystkie rzeczy, które moglibyśmy jeść na polskiej wsi i których tam nie mamy? Kapusta kwaszona solą, nie octem, chleb na zakwasie z małej piekarni, świeże sery, jabłka z sadu i kaszanka ze świeżo zabitej świni? Chłopskie jadło jak dotąd robi karierę w mieście i wśród turystów. Czy chłopskie jadło na wsi to jakiś wstyd?

[link=http://blog.rp.pl/bojanczyk/2009/06/25/wozenie-sera-do-lasu/]skomentuj na blogu[/link]

Można dostać jajka od kur, które dziobią ziarno z ziemi, a nie karmę z mączki rybnej oraz szynkę nienafaszerowaną truciznami. Jest kiełbasa o smaku kiełbasy i jabłka urody mało okazałej, za to smaczne. Wiejski sklep niestety nie jest tani. Za niewielkie zakupy – parę kawałków sera, jajka i kilka smacznych naleśników płacę tam stówę.

Pozostało 83% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"