Reklama

Ponure piosenki

Nowa płyta „Odjazd” Renaty Przemyk ma dwie wersje: pierwsza brzmi nowatorsko, druga tradycyjnie. Wolę drugą

Publikacja: 30.11.2009 23:36

Ponure piosenki

Foto: Rzeczpospolita

Kiedyś wokalistka współpracowała z grupą Ya Hozna – tańczyła na stole i śpiewała, że zadzierając kieckę, depcze butelki, tłucze szkło.

Od dobrych kilku lat od kabaretu i estrady woli poważniejszą, teatralną scenę. Wszystko zaczęło się od „Balladyny” (2002) Jana Machulskiego w Teatrze Wybrzeże, do której skomponowała muzykę. Rok temu wystąpiła w „Terapii Jonasza” Zbigniewa Krzywańskiego i Jacka Bończyka, muzycznym spektaklu chorzowskiego Teatru Rozrywki. W krakowskiej Bagateli można ją oglądać w roli Meksykanki w „Tramwaju zwanym pożądaniem”.

Piosenki z najnowszego albumu powstały z myślą o chorzowskim „Odjeździe” Freda Apke z 2005 r., do którego Renata Przemyk skomponowała muzykę. Sztuka opowiada o prowincjonalnej stacji, gdzie spotykają się ludzie niepasujący do siebie.

Kompozycja tytułowa jest metaforą ludzkiego losu przedstawionego jako podróż pociągiem. Przemyk śpiewa, że nawet najdroższy bilet i miejsce przy oknie nie stanowią gwarancji, iż znajdziemy się w pożądanym towarzystwie i dojedziemy na czas tam, gdzie chcemy. Na korytarzu może być sympatyczniej, weselej, przyjemniej.

Po czterech latach od premiery spektaklu otrzymaliśmy podwójny album. Na pierwszej płycie zatytułowanej „Normalny odjazd” znalazły się piosenki zaaranżowane przez pianistę Sebastiana Bernatowicza i Leszka Łuszcza, który współpracuje m.in. z Marią Peszek. Zaproponowali Przemyk przykrojoną do muzycznych mód. Dlatego wolę drugą płytę z tymi samymi piosenkami, ale zarejestrowanymi w domowym studiu: „brechtowskimi”, ekspresyjnymi – z mocnymi tekstami, drapieżnie interpretowanymi. Są rytmiczne, chociaż wokalistki nie wspiera perkusja. Tamburyn i bębenki tworzą tylko tło aranżacji.

Reklama
Reklama

„Profan” zaczynają brzmiące ponuro organy, a wokalistka śpiewa lodowatym głosem o życiu, jakiego nie życzyłaby wrogowi. To song o pechowcach zabijających strach alkoholem i wpadających w jeszcze większe tarapaty.

Walczyk „Niech mnie ktoś obudzi” z melancholijnym motywem akustycznej gitary i groteskową partią tuby jest opowieścią o miłości kobiety odrzuconej, traktowanej jak powietrze. „Jak tu wybaczyć” z linią kontrabasu to rzadki w dorobku wokalistki przykład songu politycznego z podstawowym pytaniem: „Jak tu wybaczyć, skoro nikt nas nie przeprasza”.

Album kończy song „Zamiast ciszy” – o tym, że świat jest ostatnim miejscem, gdzie możemy modlić się o święty spokój. Przeklinamy życie, ale nie mamy nic więcej.

Kiedyś wokalistka współpracowała z grupą Ya Hozna – tańczyła na stole i śpiewała, że zadzierając kieckę, depcze butelki, tłucze szkło.

Od dobrych kilku lat od kabaretu i estrady woli poważniejszą, teatralną scenę. Wszystko zaczęło się od „Balladyny” (2002) Jana Machulskiego w Teatrze Wybrzeże, do której skomponowała muzykę. Rok temu wystąpiła w „Terapii Jonasza” Zbigniewa Krzywańskiego i Jacka Bończyka, muzycznym spektaklu chorzowskiego Teatru Rozrywki. W krakowskiej Bagateli można ją oglądać w roli Meksykanki w „Tramwaju zwanym pożądaniem”.

Reklama
Kultura
Ekskluzywna sztuka w Hotelu Warszawa i szalone aranżacje
Kultura
„Cesarzowa Piotra”: Kristina Sabaliauskaitė o przemocy i ciele kobiety w Rosji
plakat
Andrzej Pągowski: Trzeba być wielkim miłośnikiem filmu, żeby strzelić sobie tatuaż z plakatem do „Misia”
Patronat Rzeczpospolitej
Warszawa Singera – święto kultury żydowskiej już za chwilę
Kultura
Kultura przełamuje stereotypy i buduje trwałe relacje
Reklama
Reklama