Większość ekipy na pokładzie składa się z nastolatków w wieku gimnazjalnym, bez doświadczenia na morzu. W tym rejsie, wyjątkowo, żaglowiec zależy od nich.
Stop! Tylko garda jedzie, tylko garda! Stop! Teraz pik. Stop! Teraz wszyscy naraz, i garda, i pik! – krzyczy czwarty oficer, który nie wiadomo jak pojawia się w kilku miejscach naraz.
– Poluzować gordingi! Ajaj! Co robisz, człowieku?! Puść tę linę! To szot! Niebieska to szot! Gordingi są czerwone!
[wyimek][b][link=http://www.rp.pl/galeria/492189,1,504643.html]Zobacz galerię zdjęć[/link][/b][/wyimek]
Kto nie uważał podczas szkolenia w porcie, teraz ma kłopot. Wśród mnóstwa lin trudno odróżnić dirki od brasów, gejtawy od szotów. Wszystko odbywa się w błyskawicznym tempie. I sił potrzeba dużo. Jedną linę ciągnie troje, nawet czworo dzieciaków. Skutecznie. Żagiel grot rozwija się i zaczyna zajmować należną mu przestrzeń. Ale za wolno, wiatr już nim szarpie. Jakieś liny nie napięte, nieprzypilnowane, niezaknagowane. – Szybciej! – wrzeszczy mi nad uchem „czwarty”.