Gdy spojrzeć niewprawnym okiem, wszystkie garnitury wyglądają podobnie. Ale wprawne oko rozpozna rękodzieło i jakość materiału. Dotykamy kłębków wełny z australijskich merynosów, kaszmirów z Mongolii oraz najbardziej miękkiej i najdroższej z wełen – wikunii, która pochodzi od kóz żyjących w Andach. Ich wełnę, z nitkami grubości 12 – 13 mikronów (włos ludzki ma 50, 60) zbiera się co dwa lata. Tylko 30 procent zużywanych jest w firmie, resztę sprzedaje się innym luksusowym producentom.
Na wystawie wisi garnitur z samodziału z lat 40. Świetnie uszyty, ale twardy, szorstki i przede wszystkim ciężki. Kto by dziś coś takiego włożył? Dziś ubranie musi być lekkie. Miarą tej lekkości są liczby, którymi opatrzone są tkaniny. 100 oznacza, że metr kwadratowy waży 100 g, 150 – że 150 g itd. Tkanina numer 1, opracowana w firmie w roku 1910, ważyła 500 g. Jej dzisiejszy odpowiednik jest dwa razy lżejszy.
W tajemnice wełny w przędzalni w Trivero, w górach Piemontu, wprowadza nas Gildo Zegna. – Kaszmir najlepszy pochodzi z Mongolii, gdzie temperatury dochodzą do minus 40 stopni. Moher, przędza z kóz z Afryki, elastyczna i oddychająca, sprawdza się w wilgotnym klimacie.
– Z czego najlepiej uszyć letni garnitur? – pytam, bo lata mamy coraz gorętsze, a w upał też się pracuje. – Jestem tradycyjny i uważam, że cienka wełna 100 proc. jest najlepsza, odpowiada pan Zegna. Nasz wynalazek z 1993 roku – „cashco”, mieszanka bawełny i kaszmiru, to lekki materiał, tkanina high-tech „cool effect” – chłodzi.
Do uszycia garnituru potrzeba 538 par rąk od początku do końca, mówi Anna Zegna. Jedną z trudniejszych czynności jest sporządzenie wykroju. We wzorcowni w Trivero wiszą wykroje celebrytów. Na wierzchu Schwarzennegger, kawał chłopa, Kaddafi jest niewielki, dalej wisi obrys Briana Ferry’ego. Niektórzy biznesmeni, już bez znanych nazwisk, zostawiają u Zegny nawet 25 tysięcy euro rocznie.
[srodtytul]Młody kupuje jak kobieta[/srodtytul]