„Wsiądź do pociągu byle jakiego, nie dbaj o bagaż, nie dbaj o bilet...” – śpiewała Maryla Rodowicz. Taka recepta może się sprawdzić w przypadku człowieka, lecz idący za jej radą ptak skazałby się na pewną śmierć. U skrzydlatych wędrowców podróż na zimowiska poprzedza długi i skomplikowany proces przygotowań, bez których daleko by nie zalecieli.
[srodtytul]Pióra do wymiany[/srodtytul]
Każdy lubi mieć zadbane włosy i paznokcie. Jeśli nie poświęcimy im wystarczającej uwagi, z odsieczą może nadciągnąć fryzjer albo kosmetyczka. Ozdoby naszych głów i dłoni zbudowane są z białka – keratyny, podobnie jak ptasie pióra. Ptaki na pielęgnacji upierzenia spędzają sporo czasu, ale nie zmienia to faktu, że po kilku miesiącach intensywnego użytkowania jest ono bardzo zniszczone i nadaje się tylko do wymiany. A jaskółka czy bocian nie pójdą przecież po nowe do sklepu. Muszą zrzucić stare pióra i czekać, aż nowe im wyrosną. Ten proces ornitolodzy nazywają pierzeniem. U większości gatunków nowe pióra zastępują stare stopniowo – gwarantuje to ciągłą lotność. Jednak u niektórych grup (m.in. łabędzi, gęsi, kaczek) wszystkie lotki pierzone są równocześnie, przez co ptaki przez trzy – cztery tygodnie pozostają nielotne. Dzięki odpowiednio wczesnej wymianie ptaki wyruszające na zimowiska są wyposażone w zestaw piór gwarantujący im maksymalnie efektywny lot.
[srodtytul]Wielkie żarcie[/srodtytul]
W regulacji pierzenia ważną rolę pełnią hormony, które sterują również szeregiem innych zjawisk pozwalających przygotować się do długiej i niebezpiecznej podróży. Jednym z nich jest hiperfagia – prostymi słowami można ją opisać jako „wielkie żarcie”. Ptaki w tym czasie intensywnie żerują, aby zgromadzić pod skórą odpowiednio bogatą warstwę tłuszczu. Tak jak żaden zmotoryzowany podróżnik nie ruszy w drogę z pustym bakiem, tak samo ptak nie rozpocznie migracji bez zgromadzenia zapasów energetycznych. Niektóre gatunki, np. niewielka gajówka (normalnie ważąca 12 g), dzięki hiperfagii stają się dwa razy cięższe. Gajówce w bezwietrznych warunkach pozwala to na pokonanie w ciągu pięciu dni 4000 km. Obfita warstwa tłuszczu działa również jak polisa ubezpieczeniowa – skrzydlatemu tłuściochowi łatwiej będzie przeżyć, jeśli silne wiatry zepchną go z obranego kursu lub jeśli długo nie będzie miał możliwości uzupełnienia strat energetycznych. Nie można jednak przesadzić – zbytnia otyłość utrudnia sprawną ucieczkę przed latającymi drapieżnikami.