Jego głos, choć wokalista zbliża się już do pięćdziesiątki, nie stracił nic ze swej siły. Jest czysty, jakby nie odcisnął się na nim żaden ślad ryzykownego życia gwiazdora. George Michael zaśpiewał na londyńskim Wembley, by uświetnić 25-lecie swojej kariery. Fani mogą usłyszeć m.in. „Freedom”, „Fastlove” i „Faith”. Choć Michael nie nagrywał tak często jak Madonna, Jackson i inne gwiazdy lat 80. i 90., uzbierał żelazny repertuar około 20 hitów. Na Wembley nie zabrakło żadnego z nich. Dlatego wieczór z Canal Plus, który przypomni koncert, będzie dla fanów dawnego popu jak wysłuchanie płyty z kolekcji „The Best Of...”.
Jednak słuchając Michaela, lepiej zamknąć oczy. Na scenie wydaje się zagubiony. Zniknął gdzieś jego legendarny seksapil, uszła energia. Występowi nie towarzyszy żadna efektowna choreografia, do jakiej przyzwyczaiła nas choćby Madonna. Jakby George Michael nie miał siły dać show z prawdziwego zdarzenia.
Jego kariera tkwi w martwym punkcie od wielu lat. Jeśli media informują o dokonaniach muzyka, to najczęściej w kontekście obyczajowych skandali z jego udziałem. Michael trafia na czołówki brukowców, a topowe miejsca na listach przebojów są już zarezerwowane dla innych.
Zaczęło się 12 lat temu, gdy został zatrzymany za czyny lubieżne w publicznej toalecie. Dla gwiazdora to była wizerunkowa kompromitacja. Został skazany na 80 godzin prac społecznych i kilkaset dolarów grzywny. W 2006 roku aresztowano go za posiadanie narkotyków. Wyszedł za kaucją. Podobnie było w 2008 roku. Niemal za każdym razem zapewniał fanów, że uporał się z nałogami i właśnie wychodzi na prostą, by komponować kolejne przeboje. W lipcu tego roku znowu o sobie przypomniał. Wjechał samochodem w sklep fotograficzny w północnym Londynie. Był pod wpływem marihuany. Na cztery tygodnie trafił za kratki, zapłacił 1250 funtów grzywny i na pięć lat stracił prawo jazdy. Wyszedł kilka dni temu. Jego adwokat mówi, że Michael stara się wrócić formy. Tworzy materiał na nową płytę...
[i]George Michael – koncert w Londynie, Canal+ | 16.45 | PIĄTEK[/i]