"Syreni gród jest fest, tu życie mija z biglem”
– śpiewa w utworze „Ferajny” raper Eldo, używając „warsiawskiej mowy”. Przejściowa moda? Chęć bycia oryginalnym? Czy może powrót do języka ulicy sprzed lat? – Jestem warszawiakiem od wielu pokoleń i u mnie w domu tak się mówi – odpowiada artysta. – Namawiam Ślązaków, by mówili po śląsku, a na co dzień używam gwary warszawskiej i znam wielu, którzy tak się porozumiewają – dodaje.
– Takich ludzi w Warszawie wielu nie ma– opowiada Grzegorz Towalski, założyciel strony [link=http://gwara-warszawska.waw.pl/]Gwara-warszawska.waw.pl[/link]. – Dziś zdecydowana większość to przyjezdni, którzy nie mieli szansy, by w domu posłuchać takiego języka. Mój portal ma zwrócić uwagę mieszkańców na to, że coś takiego jak gwara warszawska wciąż istnieje. Gdzie najsilniej? Na Grochowie.
Zaczęło się od lekcji pokazowej w przedszkolu syna Towalskiego. Gdy podopieczni przekręcali słowa, przedszkolanka je poprawiała. Ale... niepoprawnie, bo nie mówiła rękę, ale „rękie”. Nie nogę, ale „nogie”. Rodzice zaczęli się denerwować: jak ktoś, kto nie mówi poprawnie, może poprawiać dzieci?
– Wtedy żona powiedziała, że u mnie takich końcówek nie słychać, ale u mojej mamy jak najbardziej – wspomina mieszkający na Ursynowie informatyk. – Teściowa, która pochodzi z Lublina, stwierdziła, że to jest właśnie gwara warszawska. A mnie zamurowało! Ja, rodowity warszawiak, nie mam pojęcia o istnieniu czegoś takiego jak gwara warszawska, a ktoś, kto mieszka w Lublinie, wie o tym doskonale – dodaje.