Pomimo przyjazdu do stolicy na kilka dni w związku z przyznaniem nagrody Lexusa, nie możemy z Olgą spotkać się osobiście. Projektantka ma czas tylko dla krawcowych. Lexus płaci za wyprodukowanie kolekcji, ale wszystko musi być gotowe na wielką galę szóstej edycji konkursu, przewidzianą na marzec przyszłego roku. Dlatego też rozmawiamy za pośrednictwem Skype`a – cudownego szwedzko-duńsko-estońskiego wynalazku (przytaczam te dane wszystkim przekonanym, iż wszelka technologia o przełomowym znaczeniu powstaje tylko w USA i wschodniej Azji), którym cieszymy się od siedmiu lat i już trudno nam sobie wyobrazić życie bez niego.
[srodtytul]Surowe piękno[/srodtytul]
W jury konkursu zasiedli topmodelka Kasia Struss (w tym roku amerykański „Vogue” zaliczył ją do elitarnego grona dwudziestu top modelek pierwszej dekady XXI wieku) i Przemysław Pater – kierownik marketingu Lexusa i pomysłodawca konkursu. Obok Olgi laureatkami zostały także Karolina Gleguła i Monika Sabat. Wszystkie dziewczyny zaproponowały skrajnie różne od siebie kolekcje.
- To było bardzo miłe zaskoczenie, bo nie sądziłam, że wygram. Nie nastawiałam się na to. Brałam już udział w wielu konkursach i wiem, że powodzenie w nich zależy także od przypadku. Moje projekty dla Lexusa znacznie się różniły od lśniących i powiewnych, lejących się i satynowych propozycji pozostałych uczestników – mówi Olga. Zwłaszcza moja sukienka casualowa odstawała od reszty.
I to pewnie przesądziło o tym, że jury zwróciło na nią uwagę. Jest naprawdę piękna – beżowa z ręcznie malowanym kobaltowym dołem, wykonana z surowego jedwabiu. Olga Szynkarczuk zapytana o to, którą modelkę wybrałaby do pokazania nagrodzonej kolekcji – gdyby miała do dyspozycji wszystkie możliwe nazwiska, także te najgorętsze – wskazuje na Polkę Marzenę Pokrzywińską, z którą już wcześniej pracowała. Ale też na Anję Rubik, Magdę Frąckowiak, Małgosię Belę. Szczytem marzeń byłaby Kate Moss i seksowna, androgyniczna Dunka Freja Beha Erichsen.