Jednocześnie w ślad za ekspansją polityczną i ekonomiczną postępowała ekspansja religijna. Jako pierwsi na Wybrzeże Malabarskie w południowo-zachodniej części Półwyspu Indyjskiego ruszyli franciszkanie. W niedługim czasie Goa stało się Rzymem Wschodu. Portugalski król czynił starania o uzyskanie od papieża specjalnych uprawnień w postaci patronatu nad tym nowym chrześcijaństwem na Wschodzie. Pomóc miał w tym... słoń.
Leon X zasiadł na Stolicy Piotrowej 15 marca 1513 roku. Jak na papieża ten potomek rodu Medyceuszów był stosunkowo młody – miał 38 lat. Znany był z zamiłowania do sztuk pięknych, cenił przyjemności stołu, lubił też, a może nawet kochał, zwierzęta. Już jego dziadek przy posiadłości w rodzinnej Florencji stworzył coś na kształt ogrodu zoologicznego, trzymając m.in. tak egzotyczne stworzenia, jak lwy, tygrysy i małpy. Nic dziwnego więc, że i w Watykanie pojawiło się zoo.
Wyciągnął z tego odpowiednie dla siebie wnioski król portugalski Manuel. „Musiał zagrodzić drogę rywalom – pisał w biografii „Vasco da Gama” Wojciech Chabasiński (Iskry, Warszawa 1997) – i Hiszpanom, choć względy dynastyczne łagodziły napięcia, i Wenecjanom, którzy skarżyli się na nazbyt bezczelne rozpychanie się Portugalczyków na wschodnich rynkach, a także Anglikom i Francuzom, którzy coraz częściej zgłaszali pretensje do podziału łupów. Rosła w potęgę Turcja – co zatem mała Portugalia miałaby przeciwstawić jej na islamskich morzach, jeśli nie potęgę chrześcijaństwa, czyli papiestwa? Coraz trudniej Portugalia znosiła rosnące wydatki ponoszone na walkę z muzułmanami i poganami, w Lizbonie szykowano się zatem do kolejnej ofensywy na kasę Ojca Świętego. Z okazji wstąpienia na tron nowego papieża król postanowił wysłać do Rzymu delegację tak okazałą, by zaćmiła wszystkie inne. Wśród pomysłów pierwsze miejsce zajął słoń”.
Odpowiedniego, koniecznie białego, słonia wynalazł i pośpiesznie wysłał do Lizbony wraz z opiekunem gubernator Indii Alfonso de Albuquerque. Słoń dobrze zniósł kilkumiesięczny rejs i – jak czytamy – „żwawo zszedł na ląd w Lizbonie”.
„Królowi wesoły słoń bardzo przypadł do gustu – pisał Chabasiński – ale czego się nie robi dla idei tak niezwykłej jak budowa zamorskiego imperium. Król musiał złożyć w ofierze swoją sympatię dla słonia, saraceński kornak swoją gwałtowną miłość do pewnej uroczej mieszkanki Lizbony”. Na czele bogato wyposażonej delegacji stanął Tristao da Cunha, „człowiek wysokiego rodu i wielkich żeglarskich zasług”. Zabrakło natomiast miejsca dla Vasco da Gamy, choć po wyprawach do Indii jego imię głośne było i na papieskim dworze. Popadł jednak w kolejną niełaskę u króla w związku ze sporem o ziemie towarzyszące hrabiowskiemu tytułowi. Zatem „tylko z daleka mógł wsłuchiwać się w wydarzenia, jakie pod hasłem „słoń a sprawa portugalska” nabierały rozgłosu w Rzymie”.
Słonia znów transportowano statkiem, pokazując go w każdym porcie, gdzie ludzie tratowali się, by to wielkie dziwo zobaczyć. O białe słoniątko, z włoska zwane Annone, dbano jednak troskliwie. Codziennie dostawało 20 kilogramów ryżu, trzciny cukrowej, bananów, wymieniano mu też często, by stale miał czystą, ściółkę.