List od Czytelnika

Szanowna Pani!Piszę w związku z artykułem Pani "Na smutek, chorobę i gniew" (Rzeczpospolita 01-03-2011).

Publikacja: 12.03.2011 19:26

Chciałbym zwrócić uwagę Pani na pewien aspekt wykonawstwa muzycznego (a także nauczania gry na instrumencie), który ma kapitalne znaczenie dla terapii muzycznej, a który dotąd nie pojawił się w publikacjach z tej dziedziny.

Zawężam się do użycia instrumentów klawiszowych, jako najczęściej spotykanych w muzyce, a więc też najczęściej stosowanych w muzykoterapii, a w szczególności do fortepianu.

Zwykło się mówić, że muzyka "uspokaja", "łagodzi", że, mówiąc Pani słowami, muzyka "uczy panowania nad stresem, uaktywnia albo wycisza", "podnosi lub spowalnia puls, ..." A jednak słuchanie muzyki - nawet tych samych utworów muzycznych - może, równie dobrze, wywołać niepokój, irytację, a, u osób z zaburzeniami psychicznymi, fizyczną wręcz agresję.

(Słyszałem kiedyś o dziwnie - dramatycznie - rozbieżnych rezultatach stosowania niby tych samych utworów fortepianowych Mozarta i Chopina w pracy z pacjentami placówek psychiatrycznych).

Skąd ta - i aż taka - różnica? Przecież wszystkie te utwory te wykonywali uznani wykonawcy,a więc muzycy, którzy z pewnością znali swe rzemiosło. Można by więc chyba założyć także, że wszyscy oni grali w sposób bardzo do siebie podobny... I tu właśnie leży powód różnicy:to ostatnie założenie, choć niby oczywiste, nie jest prawdziwe.

Muzycy w całym świecie zgadzają się, w zasadzie, w opinii, że sposób użycia ręki w grze ma wpływ na jakość produkowanej muzyki (dotyczy to zarówno czasu muzycznego, jak też jakości dźwięku). Jak mogłem stwierdzić w trakcie moich studiów nad tym zjawiskiem, wszelkie próby wniknięcia w to zagadnienie przynoszą już jednak, i to nieodmiennie, poważną rozbieżność stanowisk.

Który sposób użycia ręki jest lepszy, czyli pozwala na osiągnięcie większej kontrolielementów muzycznych, a jednocześnie zapewnia swobodę grającemu? Nasi zachodni koledzy przyzwyczaili się (od wieków) do przekonania, że użycie ręki to zagadnienie czysto osobiste i jednostkowe, na które nauczanie nie ma większego wpływu - a więc nie ma tematu. Wielu wykonawców i muzyków 'akademickich' w Polsce także uległo tej, powszechnej na Zachodzie, sugestii.

Ja natomiast stwierdzam coś odmiennego.

W trakcie naszej pracy muzycznej poza Polską moja Żona i ja uświadomiliśmy sobie poważne różnice w kształceniu, szczególnie pianistów (i szczególnie na początkowym etapie) pomiędzy Polską a, że tak powiem, 'resztą świata'.

Mówiąc w brutalnym skrócie, tradycyjne (historyczne) zachodnie nauczanie fortepianu (rozkrzewione przez mocarstwa imperialne w całym świecie, a dziś tylko nazywające siebie 'nowoczesnym') rozpowszechniło brak precyzji czasowej i brak dobrej jakości dźwięku. Co gorsze, imperializm zapewnił powszechną akceptację tych właśnie cech w muzyce fortepianowej na całym globie - nawet wśród pianistów.

Co intrygujące, to zachodnie podejście do użycia ręki nie jest jedynym. Pewien sposób uczenia, od dziesięcioleci znany niektórym pedagogom polskich szkół muzycznych (może też innym, w pewnej części Europy Wschodniej), zapewnia nieporównywalnie lepszą kontrolę elementów muzyki oraz specyficzną jakość dźwięku.

Wszystko to ważne, bo muzykę odbieramy nie tylko świadomie, ale, jak Pani napisała, jest to też takie "doznanie, które najłatwiej dociera do podświadomości". Brak głębi dźwięku, a już szczególnie precyzji czasowej, to cechy, które nieuniknienie wywołują irytację. U większości osób wywołują ją w podświadomości; u, niestety dziś nielicznych nawet wśród muzyków, osób świadomych tych niedoborów, wywołują ją też nawet na poziomie świadomym.

Powinniśmy więc może na poziomie świadomym zwracać uwagę na to, co nasza jaźń odbierać będzie głębiej, podświadomie. Ale tego właśnie nie czynimy. Pozwalamy wręcz, by tzw. "social conditioning" (uwarunkowanie społeczne) wywierał swój poważny wpływ na nasz odbiór; a więc pozwalamy temu czynnikowi na przekonanie siebie samych do np. uspokajających właściwości muzyki, która na poziomie sublimalnym tak naprawdę tylko nas irytuje, oraz na tłumienie naszych pierwszych, często bardzo negatywnych w stosunku do takiej muzyki, reakcji ("Przecież to Mozart! Przecież to (nazwisko sławnego pianisty)! Jakżeż taka muzyka mogłaby irytować?") Sam widziałem ogromną liczbę takich przypadków, wiem więc, że to całe zjawisko, występujące o wiele częściej niż zdajemy sobie z tego sprawę.

(Chcę podkreślić, że uważam eksperymenty z osobami z zaburzeniami psychicznymi za szczególnie wartościowe w badaniu zjawiska stosowania muzyki w leczeniu i rekonwalescencji - nas wszystkich, ponieważ, w odróżnieniu od 'reszty' społeczeństwa, osoby te nie pozostają pod wpływem uwarunkowań społecznych; nie potrafią one tłumić swych naj-pierwszych, prawdziwych reakcji na zjawiska w otoczeniu.)

I teraz dopiero sedno mojej wypowiedzi:

Słuchanie wykonań pianisty - choćby najsławniejszego, który używa ręki w tradycyjny w zachodnim nauczaniu sposób, przyniesie odbiorcy - w przeważającej liczbie wypadków - podświadomą irytację. Osoby psychicznie zdrowe (?) doznanie to jednak w sobie łatwo stłumią. Takich osób jest nieporównywalnie więcej niż "przypadków psychiatrycznych". To właśnie dlatego muzyka irytująca może się rozprzestrzeniać bez oporu i, dzięki wszędobylskości fortepianu, swobodnie mnożyć dalsze, podobne produkcje muzyki, już nie tylko fortepianowej. W rezultacie, irytacja powodowana przez muzykę stała się zupełnie niedostrzegalna (tylko może za wyjątkiem pewnych, już całkiem drastycznych, odmian dzisiejszej muzyki młodzieżowej). Co najgorsze, to w większości taką właśnie muzykę serwuje więc nam dziś terapia muzyczna.

Wspomnę tu o całej masie płyt z podobno 'relaksującą' muzyką fortepianową oraz o znacznej liczbie płyt nie podających nazwiska wykonawcy - większość z nich nagrana ręką usztywnioną przez tradycyjne nauczanie. Wspomnę też o zjawisku schorzeń aparatu gry i bólu ręki dotykającego dziś wciąż 9 z każdych 10 początkujących pianistów (A. Brandfonbrenner, MPPA, 2009), które to zjawisko pozostaje dla mnie nierozerwalnie związane z wszystkim, o czym tu napisałem, a które zachodnia pedagogika fortepianu do dziś usilnie odseparowuje od swego nauczania.

Nic dziwnego, że często rezultaty terapii z użyciem takiej muzyki odbiegają od oczekiwań wszystkich uczestników. W najlepszym przypadku (odnosząc się do eksperymentów, które wspomniałem powyżej), terapeuci odnotowują "nieprzekonywające" (bo drastycznie odmienne) rezultaty stosowania tych samych utworów (np.) Mozarta w terapii (nie dostrzegają odmienności użycia ręki u pianistów)...

I tak już zostaje. I umacniają się stare opinie, że muzyka tylko łagodzi (albo że przynajmniej - powinna)... i że każdy z nas na muzykę reaguje inaczej.... A to nie do końca prawda - tyle, że uświadomienie sobie przez nas tego faktu wciąż pozostaje sprawą przyszłości.

Piszę to z nadzieją, że list ten mógłby skłonić zainteresowane osoby do wymiany uwag.

 

Pavel Ryzlovsky, Vancouver, B.C.

Chciałbym zwrócić uwagę Pani na pewien aspekt wykonawstwa muzycznego (a także nauczania gry na instrumencie), który ma kapitalne znaczenie dla terapii muzycznej, a który dotąd nie pojawił się w publikacjach z tej dziedziny.

Zawężam się do użycia instrumentów klawiszowych, jako najczęściej spotykanych w muzyce, a więc też najczęściej stosowanych w muzykoterapii, a w szczególności do fortepianu.

Pozostało 94% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla