Nikt nie pamięta, dlaczego nazwano go Stopa. Mówi się, że to od motorycznej, bardzo precyzyjnej gry na perkusji, ale nawet najbliżsi znajomi, snując taką etymologię, dodają zaraz „podobno". Nie wiadomo też dokładnie, kiedy przestał być Tomaszem Żyżelewiczem, by stać się Stopą. Był nim już w każdym razie, kiedy jako 18-letni chłopak, w 1983 roku zaczął występować w legendarnej dziś grupie reggae'owej Kultura.
Od tamtego momentu pseudonim ten pojawił się na ponad 50 płytach, nagranych ze ścisłą ekstraklasą polskiego rocka i reggae, by wspomnieć Voo Voo, Armię, Izrael, Moskwę, Brygadę Kryzys czy 2TM2,3. Kiedy zmarł 12 maja tego roku po kilkunastu dniach walki ze skutkami wylewu krwi do mózgu, muzycy, z którymi grał, przyznali jednogłośnie – był kimś nie do zastąpienia.
Człowiek baza
– Nie był raczej muzykiem, który dużo ćwiczył – wspomina wokalista Armii Tomasz Budzyński. – On po prostu miał feeling i był perkusistą bardzo uniwersalnym. Nie miał problemu z dawaniem czadu w Armii, graniem reggae w Izraelu i jakichś improwizowanych rzeczy z Voo Voo. I jeśli chodzi o Armię, to mieliśmy różnych perkusistów, więc pewnie jakoś sobie poradzimy, ale naprawdę nie wyobrażam sobie, kto mógłby go zastąpić w Izraelu.
Tego samego zdania jest Wojciech Waglewski. Stopa grał z nim od 1991 roku, nie tylko w składzie Voo Voo, ale też w licznych projektach pobocznych.
– Muzyk staje się wybitny wtedy, kiedy odnajduje własny ton. To coś, co sprawia, że można rozpoznać go nawet po jednym zagranym dźwięku – uzupełnia muzyczny portret Żyżelewicza. – Stopek znalazł ten swój ton już bardzo dawno temu, jako całkiem młody muzyk. Dla nas był bezcenny. Dawał naszej muzyce jakąś bazę, podstawę, od której mogliśmy improwizować i bawić się dźwiękiem.