W środę usłyszymy w Proximie muzykę oszczędną, pomysłowo inkrustowaną elektroniką, zaraźliwą, przy tym nienachalną. Ładne piosenki na miarę naszych czasów.

Woon ma do dyspozycji niezły kawałek głosu. Gdyby nie miał, w żadnym razie nie mógłby się pochwalić dyplomem uczelni BRIT, tej samej, którą ukończyły Amy Winehouse, Adele czy Katie Melua. Śpiewa jednak delikatnie, jakby był skrępowany, niepewny. Jego wokale trafiają na nieprzeładowane, cyfrowe tła subtelnie nawiązujące do brytyjskich wynalazków ostatnich kilkunastu lat – trip-hopu i dubstepu – ale też nowego amerykańskiego soulu. Debiutancki krążek „Mirrorwriting" jest jak prostsza wersja uwielbianego przez krytyków Jamesa Blake'a czy kontynuacja sposobu myślenia, którym jako producent the XX wykazał się Jamie XX. W tekstach nie ma nic nadzwyczajnego, niemniej całość i tak urzeka nastrojem i zmysłowością. A na żywo tę atmosferę udaje się oddać.

Jakby ktoś jeszcze miał wątpliwości, należy spojrzeć na relacje po polskich koncertach Woona. „Był tak autentyczny, że prawie popłakałam się ze wzruszenia" – pisała po kwietniowym występie w 1500 m2 jedna ze słuchaczek. „Cudowne przeżycie, odpłynęłam, prawie lewitowałam", „Powoduje dreszcze" – piszą dwie inne, komentując nagranie z katowickiego show na festiwalu Nowa Muzyka. Ale proszę się nie martwić, to nie jest muzyka tylko dla pań. To nowy etap rewolucji r'n'b, który dokonał się właściwie pod naszym nosem. Skoro nie dostrzegliśmy go do tej pory, to tym razem przegapić go nie wypada.

Jamie Woon, Proxima, Warszawa, ul. Żwirki i Wigury 99a, bilety: 79 zł, rezerwacje: www.eventim.pl, środa (16.11), godz. 20