Artyści złego pochodzenia

Wyspy Salomona. Dawni mieszkańcy laguny Marovo nie gardzili kanibalizmem. Ich potomkowie to najbardziej utalentowani rzeźbiarze wysp Pacyfiku

Aktualizacja: 04.05.2012 00:04 Publikacja: 03.05.2012 23:56

Niewielki hotelik na brzegu laguny służy głównie nielicznym żeglarzom

Niewielki hotelik na brzegu laguny służy głównie nielicznym żeglarzom

Foto: Rzeczpospolita, Paulina Sigiel Paulina Sigiel

Kiedy jacht pokonuje wąską cieśninę między rafami i wpływa do wnętrza atolu koralowego, w jednej chwili przenosimy się z rozszalałego oceanu na spokojne wody tropikalnego raju. O szóstej rano cisza tu jest tak głęboka, że śpiącego żeglarza może obudzić plusk skrzydeł manty pływającej koło łodzi. W cieśninach okalających atole lubią pławić się delfiny, a silne prądy omywające motu – piękne podłużne łachy białego piasku porośnięte palmami kokosowymi – przyciągają ławice 30-kilowych tuńczyków, 2-metrowych barakud, rekiny i wszelkie inne wielkie ryby otwartego oceanu. Licząca ponad 45 kilometrów szerokości laguna Marovo uważana jest za największą na świecie.

Jaka piękna katastrofa

Koralowe atole na Pacyfiku i ich lazurowe laguny kojarzą się ze słowami Greka Zorby. Od Tuamotu w Polinezji Francuskiej aż po Wyspy Salomona są jednym wielkim geologicznym cmentarzyskiem. Kiedy pływa się w przejrzystej lagunie, czasem trudno sobie uświadomić, że właśnie jesteśmy świadkami umierania kolejnego skrawka lądu. Atol koralowy to ostatni etap życia tropikalnej wyspy.

Wyspa najczęściej pojawia się na środku oceanu jako wyniesiony z jego dna stożek wulkanu. Gdy wulkan wygasa, otacza ją już szczelny wianuszek koralowców z mozołem budujących rafę. Jednocześnie ląd zaczyna marnieć od środka. Wysokie wzniesienie na środku morza ułatwia kondensację pary wodnej w chmurach, a deszcz stopniowo wymywa ziemię z powoli starzejącej się wyspy. Zarazem, uformowana z ciężkich skał wulkanicznych, zapada się ona w głębiny pod własnym ciężarem. W tym czasie dzielne koralowce coraz wyżej obudowują ląd dookoła, a na ich powierzchni gromadzi się ziemia i wszystko, co przyniesie ocean. Mija 20 – 30 milionów lat i wyspa znika zupełnie. Jej miejsce zajmuje lazurowa laguna, a nad wodę wystają jedynie motu. Tak więc pięknie wyglądające na pocztówkach piaszczyste plaże Pacyfiku to jedynie geologiczne kikuty, koralowe pomniki na grobach zniszczonych erozją wysp.

Laguna Marovo nie różni się pod tym względem od większości pacyficznych atoli. O jej odmienności – przykuwającej uwagę podróżników i misjonarzy – stanowili ludzie i ich budzące grozę obyczaje. Jeszcze 100 lat temu mieszkali tu w większości kanibale. Wojny plemienne zbierały krwawe żniwo. Dopiero przybycie kolonizatorów z Niemiec i Wielkiej Brytanii, wraz z którymi na wyspie pojawili się misjonarze, położyło kres niekończącym się aktom wzajemnej przemocy.

Kesoko w każdym domu

Mniej więcej w tym samym czasie, gdy na atolu zamieszkali Europejczycy, na początku XX wieku, nabrał znaczenia fach, który po dziś dzień wyróżnia mieszkańców laguny Marovo wśród innych wyspiarzy. Początkowo w celach sakralnych, a następnie dla zachowania lokalnych tradycji i wierzeń, zaczęli oni rzeźbić małe drewniane figurki. Strugali bożka rybołówstwa Kesoko, miniaturowe kanu wojenne oraz łowców głów, a z czasem zaczęli utrwalać w drewnie miejscowe legendy. Figurkę mieszkającego w morskich głębinach Kesoko, wyrzeźbioną w drewnie bądź kamieniu, nawet dzisiaj musi mieć w domu każdy szanujący się rybak. Mimo że w niedzielę oczywiście wybierze się wraz z rodziną do chrześcijańskiego kościoła.

Rzeźbiarski kunszt mieszkańców laguny Marovo nie ma sobie równych na wyspach Pacyfiku. Ich charakterystyczne rzeźby można kupić na wszystkich innych Wyspach Salomona. Sprzedają swoje dzieła za grosze także do innych wyspiarskich krajów. Przechadzając się po ulicach Port Vila, Nadi czy Suva, łatwo można rozpoznać przepiękne salomońskie rzeźby zdobiące wystawy sklepów pamiątkarskich i zachwalane jako tradycyjne rękodzieło z Fidżi. Inkrustowane są zazwyczaj macicą lokalnych muszli i podobno najbardziej misterne na świecie. Wykonanie jednej, wyłącznie przy użyciu prostych ręcznych narzędzi, zajmuje zwykle około tygodnia.

Już w pierwszej zatoce, którą zwykle obierają jachty na kotwicowisko w lagunie Marovo, żeglarzy odwiedzają rzeźbiarze. Przypływają na swoich dłubanych ręcznie czółnach, uginających się od rzeźb. Docierają tu z najbardziej odległych wiosek, gdy tylko się dowiedzą, że w lagunie zakotwiczył nowy jacht. Wyspy Salomona odwiedza zaledwie około 30 – 50 prywatnych łodzi w ciągu całego roku i żadnego z rzeźbiarzy nie stać na przepuszczenie okazji zaprezentowania swoich wyrobów. Wszyscy ci niebywale utalentowani twórcy zajmują się rękodziełem głównie hobbystycznie. Na co dzień w pocie czoła od świtu łowią ryby, by zapewnić posiłek rodzinie, a nadwyżkę z połowu sprzedają w okolicznych przetwórniach. Rzeźbiarstwo to dla nich odskocznia od codzienności, a zarazem sposób na zapewnienie lepszego życia rodzinie czy wysłanie dzieci do szkoły. A przede wszystkim tradycja. Wszyscy uczyli się rzeźbiarstwa od swoich ojców i dziadków.

Sen o szlifierce

Większość mieszkańców Wysp Salomona żyje wyłącznie z tego, co wyhoduje w ogrodzie. Wszystkie zarobione pieniądze przeznaczają na edukację dzieci, która, tak jak niemal wszędzie w Azji i na Pacyfiku, jest płatna już od najmłodszych lat. Po za tym z pieniędzmi niespecjalnie jest co zrobić. Kraj opanowany jest przez Chińczyków, którzy są właścicielami niemal wszystkich sklepów w Honiarze czy Gizo. Po cenach trzy razy wyższych niż w Europie czy Australii sprzedają oni jednorazowe badziewie z rodzinnych stron, z każdym dniem pogrążając kraj w jeszcze większym niedorozwoju. Za miernego pendrive'a żądają ponad 200 zł, paczkę makaronu 10 zł, a jedno jajko 2 zł.

Chińska jakość towarów powoduje, że zarówno Marovańczycy, jak i wszyscy inni mieszkańcy Wysp Salomona niczego innego bardziej nie pragną niż towarów z Zachodu. Rzeźbiarze zawsze pytają, czy rzeźb nie chcemy rozliczyć w barterze. Może mamy dłuto na wymianę? Albo piłę czy pilnik? Swoje drewniane arcydzieła inkrustowane muszlami oddaliby za pendrive'a, baterie odnawialne czy odtwarzacz MP3. W oczach płonie im nadzieja, gdy obracają w rękach papier ścierny, na którym widnieje „made in USA". Za szlifierkę kątową, wyrzynarkę albo inne elektryczne narzędzia gotowi by oddać swoje żony i córki. Oprócz elektroniki i narzędzi handlować można tutaj niemal wszystkim – ubraniami, okularami słonecznymi, ręcznikami, klejami wszelkiego rodzaju, paliwem, latarkami czy magazynami kolorowymi.

Z rzeźbiarzami przehandlowaliśmy niemal wszystko co mieliśmy, ale w lagunie Marovo najbardziej zapadły nam w pamięć te miejsca, w których udało nam się zbliżyć z jej mieszkańcami. Po kilku dniach kotwicowania w Sasaganie jeden z dwudziestolatków, z którym zdążyliśmy się już jako tako poznać, rozbroił nas pytaniem, czy nie mamy jakiejś książki po angielsku. Lubi czytać, ale w promieniu 200 km nie ma żadnej książki... Na poczekaniu oddaliśmy mu, co mieliśmy w kajucie, a jego przyjacielowi, fanatykowi muzyki, wszystkie nasze baterie odnawialne. Chłopak ten słucha swojego MP3 od rana do nocy, a przesłuchanie 2 GB od Boba Marleya przez Franka Sinatrę aż po Nirvanę zajęło mu raptem dwa dni. Wrócił z listą ponad 100 utworów, które mniej przypadły mu do gustu, i pytaniem, czy nie moglibyśmy na ich miejsce wgrać czegoś innego.

Z wdzięczności przez kolejne dwa dni tubylcy oprowadzali nas po wszystkich okolicznych miejscach Tabu, gdzie na kamiennych ołtarzach ofiarnych wciąż leżą czaszki nieszczęśliwców z wyspy Choiseul, poświęcanych bogom po udanych wyprawach wojennych. Kilkusetkilogramowe bloki skalne przerobiono na stoły, gdzie dziękowano i składano ofiarę za pomyślność wyprawy. Na obrzeżach salomońskiej tropikalnej dżungli wśród dziko rosnących bananów i kokosów, nieopodal obrastającego mchem kamienia ofiarnego, przykryte starą blachą wciąż bieleją kości rodaków z wyspy Santa Isabel.

Kiedy jacht pokonuje wąską cieśninę między rafami i wpływa do wnętrza atolu koralowego, w jednej chwili przenosimy się z rozszalałego oceanu na spokojne wody tropikalnego raju. O szóstej rano cisza tu jest tak głęboka, że śpiącego żeglarza może obudzić plusk skrzydeł manty pływającej koło łodzi. W cieśninach okalających atole lubią pławić się delfiny, a silne prądy omywające motu – piękne podłużne łachy białego piasku porośnięte palmami kokosowymi – przyciągają ławice 30-kilowych tuńczyków, 2-metrowych barakud, rekiny i wszelkie inne wielkie ryby otwartego oceanu. Licząca ponad 45 kilometrów szerokości laguna Marovo uważana jest za największą na świecie.

Pozostało 91% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"