Z tej perspektywy nie ma w ogóle projektów niezależnych, bo im bardziej są antysystemowe - tym większą możemy mieć pewność, że znajdą się na służbie systemu.
Myślę, że młodzi artyści, właśnie zgodnie z tą zasadą, planuje dziś kariery. Z kolei starsi, są skorumpowani w sposób bardziej zawoalowany: muszą kupić dom, samochód, zapłacić za szkołę dzieci lub je utrzymać. Stąd biorą się sytuacje, które można metaforycznie nazwać "nie sprzedam twarzy, pokażę tylko buty".
W zagmatwanej rzeczywistości systemu taką wartość też się sprzedaje. Całkiem dobrze. Dlatego alternatywnego artystę można porównać do sklepu albo działu marketingowego dużego browaru. Osobiście unikam takich imprez jak Męskie Granie czy Heineken Opener, które proponują muzykę, ale w zamian zachęcają do kupna piwa. Generalnie nie podoba mi się hipokryzja.
Co z tego, że ktoś nie występuje w reklamówce Żywca, skoro browar i tak może pochwalić się udziałem artysty w swoim festiwalu na wpływowym Faceboooku. Z tego powodu, zamiast marketingowej gry z konsumentem, wolę sytuacje klarowne - reklamy wprost zachęcające do kupna towaru oraz udział w akcjach reklamowych zamiast pokątnego wiązania się ze sponsorem. Proponuję skończyć z fałszem. Sam bym się oddał do reklamy. Nawet za darmo.
Rafał Betlejewski, prezes Stowarzyszenia Ludzi Reklamy, performer