Brzydka strona pięknej mody

W założeniu ma dawać radość i piękno, ale sprawia wrażenie nękanej problemami psychiatrycznymi. Moda delektuje się dziś okrucieństwem i przemocą, cierpi na obsesję śmierci

Publikacja: 30.06.2012 01:01

Brzydka strona pięknej mody

Foto: AFP

Tekst z archiwum tygodnika Uważam Rze

W obliczu japońskiej tragedii sesja mody w ubiegłorocznym numerze japońskiego „Vogue’a” dla mężczyzn wyglądała co najmniej szyderczo. Fotografowi Mariano Vivanco pozował Rick Genest, wytatuowany model, wystylizowany na kościotrupa. Czaszka z ciemnymi oczodołami, otworem gębowym i zapadniętymi bokami, korpus z zarysowanymi żebrami przypominają eksponat z wystawy preparowanych ciał doktora Gunthera von Hagensa. Ale na zdjęciach model, zwany Zombie Boyem, prezentuje nie ciało, lecz wybrane egzemplarze z kolekcji Muglera. Bo przecież w tej odrażającej sesji zdjęciowej ma chodzić o ubrania. Przynajmniej powinno.

Narcystyczni dyrektorzy

Z pokazu Thierry’ego Muglera na paryskim tygodniu mody sama wyszłam zniesmaczona. Modelki w lateksowych kombinezonach przypominających prezerwatywy, z dziurami wyciętymi na biust – co to właściwie jest, dla kogo i po co? Stroje nadają się może na orgie seksu grupowego w mrocznych klubach Hamburga, ale nie dla kobiet. Krytycy byli zresztą równie zniesmaczeni, jak publiczność na pokazie, którą obecność na nim Lady Gagi raczej zaciekawiła, niż zachwyciła. Projektant Muglera Nicola Formichetti okazał kobietom pogardę, zakpił z nich.

Moda, która w założeniu ma dawać radość i piękno, sprawia dzisiaj wrażenie nękanej problemami psychiatrycznymi. Delektuje się okrucieństwem i przemocą, cierpi na obsesję śmierci. W jej spektaklu ubrania są często zaledwie rekwizytem. A sam fashion-biznes staje się raczej ilustracją epoki niż przeglądem propozycji do noszenia. Trudno się dziwić, bo nawet ci, którzy sprzedają tak piękną rzecz jak marzenia, nie mogą pozostać szczęśliwą wyspą na świecie targanym kryzysami, katastrofami ekologicznymi, zamachami.

Stanowiska dyrektorów w starych paryskich domach mody objęli kreatywni, ale narcystyczni, a nierzadko naznaczeni rysem psychopatycznym dyrektorzy artystyczni. Ładnie się prezentują, gdy po skończonym pokazie, radośni, z bukietem kwiatów, w objęciach z modelkami defilują przez wybieg. Ale pokaz odbywa się dwa razy – wiosną i jesienią, a ubrania muszą się sprzedawać cały rok. Normalny dzień dla projektanta oznacza wielką pracę i wielką presję. Dyrektor artystyczny domu mody utrzymuje się na swoim stanowisku średnio rok. Alkohol i narkotyki są w tym świecie czymś powszechnym. Marc Jacobs został oficjalnie wysłany na odwyk, Aleksander McQueen powiesił się w swoim mieszkaniu w Londynie. John Galliano pod wpływem alkoholu i kokainy wywołał skandal na tle rasistowskim i został zwolniony. Yves Saint Laurent, człowiek starego systemu i, wydawałoby się, także starych zasad całe życie walczył z nałogiem.

Karl Lagerfeld, gdy poproszono go o zaprojektowanie kolekcji dla H&M, przyznał, że nigdy przedtem nie był w żadnym takim sklepie. Ci panowie żyją w izolacji – nie chodzą po ulicach, nie jeżdżą metrem, przemieszczają się między swoimi rezydencjami samochodem z kierowcą. Nie wychodzą poza swoje środowisko, nie mają rodzin. Można odnieść wrażenie, że wszyscy dotknięci są syndromem jakiegoś egzystencjalnego smutku. Piękne dziewczyny, sławni kreatorzy, drogie ubrania, wielkie pieniądze. To fasada świata mody, który czaruje okładkami magazynów, luksusem i kadzi wieczną młodością. A na zapleczu? Anoreksja modelek, narkotyki, operacje finansowe, intrygi, samobójstwa.

Wydarzenia ostatnich lat odsłaniają kulisy tego pociągającego i okrutnego mikroświata, który przyciąga młodych ludzi jak żaden inny. Ale ci chłopcy i dziewczyny szybko odkrywają, jak życie mody wygląda z bliska. Wielu nie wytrzymuje presji. W 2008 roku z dziewiątego piętra nowojorskiego wieżowca rzuciła się Rosjanka Rusłana Korszunowa, 20-letnia modelka z Kazachstanu. To była jej szósta próba odebrania sobie życia, tym razem skuteczna. Piękna Rosjanka, której zdjęcia ukazały się na okładce rosyjskiego „Vogue’a”, w „Marie Claire”, „Elle”, chodziła na wybiegach Marca Jacobsa, Donny Karan. „Sunday Times” nazywał ją królewną z bajki i „muzą epoki”. 18 października 2008 roku 26-letnia Kanadyjka Hayley Kohle powiedziała koleżankom Rosjankom, z którymi dzieliła mediolańskie mieszkanie, że wychodzi na balkon zapalić papierosa. Za chwilę przechodnie znaleźli jej ciało na chodniku przed siedmiopiętrowym budynkiem. Była śliczną, spokojną dziewczyną. Zaczęła karierę w roku 2000, podróżowała między Nowym Jorkiem, Londynem, Mediolanem, Paryżem. W tym samym tygodniu co Kohle samobójstwo popełnił 20-letni model Diora i Levisa Randy Johnston. 7 maja 2007 roku samobójczą śmiercią zginęła Isabella Blow, znana brytyjska stylistka, redaktorka mody, przyjaciółka Galliano i McQueena.

Life is brutal

Od połowy lat 90. za kulisy intrygującego świata mody próbuje wedrzeć się kino. Chce podpatrzyć je, choćby przez dziurkę od klucza. Robert Altman w 1994 roku ukrył kamery na pokazach JP Gaultier, żeby nakręcić „Pre^t-`a-Porter”. W tej groteskowej fabule wielki prowokator nie oszczędził nikogo. Pokazał pazerne wiedźmy redaktorki, zdemoralizowanych fotografów i tłum aspirantek gotowych nosić telefon za asystentem asystenta, byle otrzeć się o wybieg. Zagrali Linda Evangelista, Naomi Campbell, Marcello Mastroianni, Sophia Loren, Julia Roberts. Maleńki epizod miała u Altmana nawet Katarzyna Figura. Na wybiegu wystąpiły suknie stworzone przez takich projektantów jak Azzedine Alaia i Jean Paul Gaultier.

Dokument z 2009 roku „September Issue” to rzecz spokojniejsza. Opowiada o redaktorce amerykańskiego „Vogue’a”, owej diablicy, która ubiera się u Prady Annie Wintour. Ukazuje pracę redakcji amerykańskiego „Vogue’a”. Robi to ciekawie, ale z kina widz wychodzi z poczuciem, że widział fasadę. Kto naprawdę pociąga za sznurki, nie dowiadujemy się. Intrygi są banalne, a całość ma nie urazić nikogo.

Od połowy lat 90. biznes mody staje się bardziej brutalny. Można to zobaczyć na „Picture Me”, dokumencie, który w 2009 roku nakręciła modelka Sara Ziff ze swoim chłopakiem Ole Shellem. Kręcili pięć lat na zapleczach pokazów mody, na imprezach środowiskowych, sesjach zdjęciowych do magazynów. Z niektórych miejsc byli wyrzucani, gdzie indziej próbowano odebrać im kamerę. Nagrali z modelkami rozmowy, w których one mówią to, co boją się powiedzieć w oficjalnych wywiadach.

Ziff została modelką, mając 14 lat, mając 20 – zarabiała więcej niż jej ojciec. A jednak odważyła się przejść na drugą stronę lustra, tam, gdzie glamour ustępuje miejsca ponurej i okrutnej rzeczywistości. Dziewczyny opowiadają o morderczym odchudzaniu, anoreksji, szaleńczych godzinach pracy, o koczowaniu na castingach, bezwzględnym traktowaniu przez agencje i fotografów. W zawodzie, gdzie pieniądze płyną rzeką, a granica między pracą a życiem prywatnym przestaje istnieć, te dziewczyny są łatwym łupem dla zmanierowanych i cynicznych  łowców przygodnego seksu. Doświadczyła tego sama Ziff. Opowiada, jak wyglądał jej trzeci casting. „Wchodziłyśmy na zdjęcia pojedynczo. Fotograf powiedział, że chciałby zobaczyć mnie bez T-shirtu, bo inaczej trudno mu sobie wyobrazić te zdjęcia. Zdjęłam koszulkę. Potem poprosił o zdjęcie spodni. Stanęłam przed nim w adidasach i sportowym staniku. Prawie nie miałam wtedy piersi. »Będziemy musieli zobaczyć cię bez stanika« – poprosił, krążąc wokół mnie. Zrobiłam, o co prosił”.

Ziff sfilmowała wywiady z modelkami, które zmuszane były świadczyć usługi seksualne gwiazdorskim fotografom. Jedna z nich, 16-latka, została zmuszona przez swoją agencję do spędzenia nocy z fotografem celebrytą. „Znacie go, to jeden z pierwszej piątki sław światowych”, powiedziała. Modelka Sena Cech opowiada, jak inny gwiazdor fotografii razem ze swoim asystentem zmusił ją do czynności seksualnych na sesji zdjęciowej. Ziff powiedziała „Guardianowi”, że przed samą premierą jedna ze sfilmowanych modelek błagała ją o wycięcie fragmentu, w którym wymienia nazwisko fotografa.

Luksus stracił blask

Bernard Jean Etienne Arnault to najważniejsza postać w światowej modzie. Wszechmocny prezes grup LVMH, władca imperium luksusu. Jeden z pierwszej piętnastki najbogatszych ludzi na świecie. Należą do niego Louis Vuitton, Céline, Loewe, Fendi, Donna Karan, Givenchy, Marc Jacobs, Kenzo, Emilio Pucci... To on przekształcił niewielką grupę Moet Hennessy w giganta, który następnie wchłonął dziesiątki światowych marek. Zapoczątkował powstawanie wielkich korporacji w przemyśle luksusowym. Gdzie popadnie, drukuje logo, agresywną reklamą sprawił, że haczyk pseudoluksusu połknęły masy. Stworzył nową definicję luksusu, który „jest przedmiotem marzeń. Tak świeży i wyjątkowy, że chce się go kupić. Więc trzeba go kupić. Bez tej rzeczy człowiek przestanie się liczyć”.

Metody Arnault były brutalne. Doprowadzał firmy do ruiny, a potem je kupował. Przejmował bezwzględnie małe firmy z tradycją, wyrzucał dawnych właścicieli i wcielał je do swego koncernu. Tak zrobił z właścicielami Céline’a, starszym małżeństwem Céline i Richardem Vipiana. Od lat prowadzili oni niewielkie przedsiębiorstwo, które wytwarzało ubrania i galanterię skórzaną. Arnault odkupił od nich część udziałów i obiecał, że będą mogli zostać w swojej firmie. Ale zaraz się ich pozbył. „Babcia z dziadkiem mogą zostać w domu” – oznajmiono Vipianom. Z zakładów Agache Willot najpierw zwolnił około 8 tysięcy pracowników, potem sprzedał je za 500 milionów dolarów. Gdy sprowadził się do firmy Dior, przeszkadzał mu hałas maszyn do szycia, więc kazał ściany wyłożyć materiałem dźwiękoszczelnym. Zakazał pracownikom chodzenia przed swoim biurem i jeżdżenia wspólną windą. „Świat mody osłupiał na widok metod Arnaulta. On uczynił z metod podstępnych i według niektórych podejrzanych etycznie swój modus operandi. Zbliżyć się ukradkiem i błyskawicznie zarzucić sieć” – pisze amerykańska dziennikarka Dana Thomas w swojej książce „Luksus. Dlaczego stracił swój blask” ( Muza, 2010). Może właśnie przez te metody luksus i moda straciły swój blask.

Marzec 2011

Tekst z archiwum tygodnika Uważam Rze

W obliczu japońskiej tragedii sesja mody w ubiegłorocznym numerze japońskiego „Vogue’a” dla mężczyzn wyglądała co najmniej szyderczo. Fotografowi Mariano Vivanco pozował Rick Genest, wytatuowany model, wystylizowany na kościotrupa. Czaszka z ciemnymi oczodołami, otworem gębowym i zapadniętymi bokami, korpus z zarysowanymi żebrami przypominają eksponat z wystawy preparowanych ciał doktora Gunthera von Hagensa. Ale na zdjęciach model, zwany Zombie Boyem, prezentuje nie ciało, lecz wybrane egzemplarze z kolekcji Muglera. Bo przecież w tej odrażającej sesji zdjęciowej ma chodzić o ubrania. Przynajmniej powinno.

Pozostało 94% artykułu
Kultura
Przemo Łukasik i Łukasz Zagała odebrali w Warszawie Nagrodę Honorowa SARP 2024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali