25 lat temu, 17 lipca 1987 roku, w wieku 57 lat zmarł Jerzy Dobrowolski, aktor, satyryk, dramaturg, reżyser.
Przypominamy "Subotnik Ziemkiewicza" z archiwum rp.pl
Książka, której, towarzysze, właściwie mogło by nie być. Ot, jakieś zapisane przez Dobrowolskiego bruliony, pourywane notatki, nie opracowane do wydania, bez sensownego początku i końca. Akurat się Roman Dziewoński uparł, żeby je zebrać do kupy i wydrukować. Gdyby nie strzeliło mu to do głowy, mogłyby zapiski Dobrowolskiego pozostać w rodzinnym archiwum, może wręcz w jakim pudle na pawlaczu.
Dobrowolski ? kto spoza wąskiego środowiska teatralno-kabaretowego jeszcze dziś faceta pamięta? „Z zawodu dyrektor" z „Poszukiwany-poszukiwana" Barei, cwaniaczek z „Nie ma róży bez ognia" tegoż reżysera, „dzień dobry, jestem z Kobry", „niestety, niestety, niestety", „nic właśnie" ? strzępki. Kabareciarz. Dzisiaj to słowo, jak wiele innych, zostało upodlone. „Kabareciarzem" nazywa mnie niedouczona miernota, wylansowana przez medialną klakę na dziennikarski autorytet, w przekonaniu, że mnie tym epitetem miażdży i unieważnia. „Kabaretem" nazywają ludzie sejmowe komisje śledcze, chcąc im w ten sposób okazać lekceważenie i pogardę. W kraju Stańczyka na śmierć zapomniano, czym tu był kabaret ? kabaret Pietrzaka, Młynarskiego, Dziewońskiego, Wasowskiego i Przybory, Laskowika, no i Dobrowolskiego właśnie. W końcu, nie jedyna i nie najważniejsza z rzeczy zapomnianych. „Myśmy wszystko zapomnieli".
„Gdybym pociągał sznury wielkich dzwonów/to biłbym, biłbym/na trwogę/ale dzwoneczkiem na błazeńskiej czapce/kogóż ja przestrzec mogę". Więc w prywatnych, domowych zapiskach Dobrowolski zrzuca tę błazeńską czapkę Stańczyka. Zwierza się.