Parkiet sentymentalny

De Phazz pokazuje, jak z niezmienności uczynić spory atut. Zespół gra, jak grał, a jednocześnie nagrał najlepszą płytę od kilku lat

Publikacja: 26.08.2012 16:00

Parkiet sentymentalny

Foto: materiały prasowe

Dość dawno minęły czasy, kiedy De Phazz było synonimem dość nowoczesnego lounge music, zgrabnie wyważającego taneczny potencjał utworów, z jazzowym sznytem i brzmieniowymi eksperymentami, modnymi aktualnie w świecie elektroniki.

Zobacz na Empik.rp.pl



Od kilku lat muzycy pod dyrekcją Pita Baumgartnera przestali uganiać się za nowinkami, nikogo nie zamierzają zaskakiwać ani przeprowadzać sonicznych rewolucji. Mniej więcej od czasu wydanego w 2007 r. „Days of Twang" grupa porusza się tropem lekkich, swingujących rytmów, melodii rodem z czasów Arethy Franklin i równie archaicznych brzmień. Ale to nie zarzut. Przeciwnie – kolejne krążki: „Big" i „Lala 2.0" potwierdziły skuteczność obranej strategii, zbierając zazwyczaj świetne recenzje.



„Audio Elastique" nie jest pod tym względem żadnym przełomem. Już otwierający płytę „Prelude (Elastique)" brzmi, jakby na klarnecie grał tu Benny Goodman, a na scenę miał za chwilę wkroczyć Frank Sinatra. To samo z „Desir Au Maximum", tylko tu popisałaby się raczej Marilyn Monroe. Później sprawę komplikują co prawda elektroniczne bity, drobne producenckie detale, ale klimat uwspółcześnia się przez to tylko odrobinę.

Bywa co prawda, że muzycy przenoszą słuchacza w lekko odrealnioną atmosferę klubowego chilloutu – jak w „Story of It All" czy wypływającym z niego sennym kawałku o wiele mówiącym tytule „Timeless Times". Zdarza się też, że zespół zaserwuje lekki popowy hit z delikatnym posmakiem r'n'b – takim utworem jest choćby „Daddywannarock". Generalnie jednak przez kilkadziesiąt minut pozostajemy w klimacie leciutkiego, roztańczonego nu jazzu, dla którego  sam jazz jest w coraz większym stopniu jedynie fasadą.

I można by się w zasadzie uczepić wtórności, grania w kółko tego samego... Tyle że De Phazz jest w takim klimacie wciąż bardzo do twarzy. Rzecz w tym, że ani Baumgartner, ani żaden z artystów nie usiłuje udawać, że gra tu coś więcej niż optymistyczną, radosną muzykę użytkową, doskonale nadającą się tak na klubowe parkiety, jak i na bardziej romantyczne okoliczności, z butelką dobrego wina w tle.

To muzyka cudownie bezpretensjonalna i w tym jej największa siła. A że przy okazji jest to rzemiosło najwyższej próby – ze stylowymi głosami wokalistów, zgrabnie rozplanowanymi aranżacjami i z chirurgicznie precyzyjną robotą producencką, „Audio Elastique" – jeśli komuś pasuje taka konwencja – można brać w ciemno.

Rzetelny, nowoczesny pop, bez cienia wszechobecnej w radiostacjach szmiry.

De Phazz


"Audio Elastique"


Dość dawno minęły czasy, kiedy De Phazz było synonimem dość nowoczesnego lounge music, zgrabnie wyważającego taneczny potencjał utworów, z jazzowym sznytem i brzmieniowymi eksperymentami, modnymi aktualnie w świecie elektroniki.

Zobacz na Empik.rp.pl

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Kultura
Wystawa finalistów Young Design 2025 już otwarta
Kultura
Krakowska wystawa daje niepowtarzalną szansę poznania sztuki rumuńskiej
Kultura
Nie żyje Ewa Dałkowska. Aktorka miała 78 lat
Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem