Gdy syn mi nic nie podpowiedział, zadzwoniłem do taty jego kolegi z prośbą wprost sformułowaną. Widać nisko ocenił poziom moich kompetencji, skoro zaproponował na początku klasyczne „Wycziluj". „Jestem spokojny – odpowiedziałem – ale pod choinkę, mój ty, Święty Mikołaju, potrzebuję słówka ekstranowego". W telefonie coś zazgrzytało, a on krzyczał: „Amba!". „Jaka amba?", odpowiedziałem. „A to nie wiesz? No to już masz. Sam sobie sprawdź, co to znaczy".
Sprawdzając, stałem się świadkiem skomplikowanych procesów językowych. Na przykład w slangu wojskowym mówi się: „Stary, więcej nie piję. Wczoraj taka amba, że zapomnij". Ewidentnie chodzi o wzmożony ból głowy. Okazuje się jednak, że można też powiedzieć: „Nie jedź przez Świecko, bo tam celnicy dostają amby, zwłaszcza latem". Amba to także szaleństwo.
Używający środków nieco mocniejszych niż wódka mówią: „He, he, dobre to było. To co teraz na bronxa? – Hajs mi skroili, musze wracać na chatę. – No to amba". Amba, czyli brak odlotowych emocji.
Mogłem więc podejrzewać, że amba jest co najmniej wieloznaczna. Tę wersję wzmacniał fakt, że wpisy, które zacytowałem, pochodzą z 2007 r. Prehistoria. Zadzwoniłem do kolegi powtórnie. „No dobrze, zrobię ci ten prezent – powiedział – Amba to znaczy nic nie rozumieć". Rozumiem. I życzę Państwu na Święta zero amby!
Jacek Cieślak