Wybitny redaktor naczelny, który był kiepskim dziennikarzem i nie ukrywał swojej zawodowej ułomności. Ukrywał za to nazwisko – pisał pod pseudonimami. Marian Eile, twórca i wieloletni szef „Przekroju", któremu w świątecznym wydaniu postanowiliśmy złożyć hołd.
Nie da się dziś być jak Marian Eile. I wcale nie chodzi tu tylko o to, że upadł komunizm, nastała demokracja i rynek wolnych mediów, na którym czytelnik ma znacznie więcej możliwości cywilizowania się (albo barbaryzowania) poprzez lekturę prasy. Rewolta, której sekundował „Przekrój", już się dokonała. Mariaż popkultury i kultury wysokiej stał się faktem. Nikogo nie trzeba dziś przekonywać, że nastała era, w której stylu życia nie kształtują już płomienne manifesty intelektualistów ani odgórnie zadekretowane prawidła. Że kultura egalitarna może być elitarna, że moda i kulinaria przestały być domenami krawcowych i kucht, a świadoma konsumpcja i styl życia są wartościami. A bywa, że i sztuką. Zaś o obsadzie stanowisk redaktorów naczelnych nie decydują już zabłąkane milicyjne pociski i lekarze od chorób wenerycznych.