Planszomaniacy

Gra niemal każdy. I młodzi, i starzy. Gdzie się da. Na domówkach, w klubach, przy kawie czy piwie. Każda okazja jest dobra, A powodów mnóstwo. Choć dwa są najważniejsze: planszówki zapewniają graczom inteligentną rozrywkę. Ostatnio ich sprzedaż rośnie średnio o 30 proc. rocznie.

Publikacja: 26.12.2012 08:40

Prawdziwym hitem na rynku gier planszowych okazała się wydana w 2010 r. przez Instytut Pamięci Narod

Prawdziwym hitem na rynku gier planszowych okazała się wydana w 2010 r. przez Instytut Pamięci Narodowej, opowiadająca o realiach życia codziennego w latach schyłkowego PRL gra Kolejka

Foto: Fotorzepa, Robert Gardzin?ski Robert Gardzin?ski

Red

Tekst z magazynu Sukces

Lubię scrabble i szachy, ale bardziej scrabble, bo uwielbiam bawić się i łamać język. Obie gry wymagają też dużo myślenia, więc grając z poważnym przeciwnikiem, można doprowadzić się do prawdziwego bólu głowy od badania różnych opcji. Dla mnie to jest wyłącznie praca mózgu, bez nabywania nowej wiedzy – mówi Karolina Kaniewska, na co dzień szefowa działu PR w dużej korporacji. Czasami zaczyna grać, bo tak akurat wyszło, bo ktoś ze znajomych miał scrabble w domu, czy też w knajpie, w której akurat były gry. Nie przeszkadza jej zupełnie, że siada do nich w sztywnym, biznesowym stroju i szpilkach. Przy grze, jak mówi, zapomina o kłopotach w pracy, problemach z narzeczonym czy wszystkim, co spada na jej ramiona każdego dnia. Gry to dla niej powrót do dzieciństwa, taka mała chwila beztroski.

Z kolei dla Francuza Noego Nitota gry są sposobem na przełamywanie barier kulturowych. Gdy dwa lata temu przyjechał do Polski, nie znał języka ani miejscowych zwyczajów. Nie stanowiło to jednak problemu w grze. Może i w scrabble nie zagrał, ale w Monopoly już tak. – Kiedy siedzisz naprzeciwko innego gracza, nie ma znaczenia, czy go znasz, czy nie. Znikają bariery językowe, nie dzielą wiek i poglądy. Po prostu zaczynasz grać. W planszówkach każdy ma szansę, może poczuć się obywatelem świata, a gry pomagają oswajać się z innymi. Otwierać się i czasem także przegrywać – mówi Noe.

Jemu pomogły poznać Polaków. Zresztą to nie pierwszy raz, gdy planszówki ułatwiły mu komunikację. Zanim przyjechał do Polski, pracował jako wolontariusz na terenach objętych działaniami wojennymi w Kosowie, a wcześniej z niepełnosprawnymi.

– Każdy, kto widzi takie osoby, użala się nad nimi, współczuje, że nie mogą chodzić czy myśleć jak inni. Ale wszystkie te uprzedzenia pryskają jak bańka mydlana, kiedy usiądzie się z nimi do gry w chińczyka czy fasolki – mówi Noe.

Noe, który gra niemal całe swoje życie, swym upodobaniem do gier planszowych z powodzeniem zaraził również Polaków. W ramach współtworzonego przez niego projektu Ludoteka Roszada w Warszawie kilka razy w tygodniu, całkowicie za darmo, mogą spotkać się maniacy planszówek. Twórcy projektu, Noe i jego dwóch sojuszników – pochodzący z Belgii Olivier oraz Marcin Zwięgliński, instruktor do spraw dzieci i młodzieży z Muzeum Powstania Warszawskiego – zapewniają uczestnikom wybór między ponad 160 różnymi grami. Biorąc udział w Ludotece, mogą na przykład za darmo uczyć się francuskiego czy z pomocą gier odkryć nowe kultury i kraje. Jak twierdzi Noe, zręcznościowe, pamięciowe, logiczne gry pozwalają poznać się poprzez nasze umiejętności i pokazują całą prawdę o nas. Dziś, po trzech latach funkcjonowania, projekt cieszy się wśród warszawiaków olbrzymią popularnością. – Mamy gości w wieku od pięciu do 110 lat. Grają i poważni biznesmeni, i panie, które wpadły do nas prosto z biura, i rodzice z dziećmi. Z każdym spotkaniem uczestników jest coraz więcej – mówi współorganizator Ludoteki Marcin Zwięgliński.

Planszówki jednak to nie tylko rozrywka. To czasami też szansa na nauczenie się czegoś nowego. A jak pokazują ostatnie lata, Polacy lubią się uczyć przez zabawę.

W kolejce po wiedzę

Prawdziwym hitem na rynku gier planszowych okazała się wydana w 2010 r. przez Instytut Pamięci Narodowej, opowiadająca o realiach życia codziennego w latach schyłkowego PRL gra Kolejka. Fani gier wręcz oszaleli na jej punkcie. Gdy po raz pierwszy ukazała się na rynku, na aukcjach internetowych cena jednej sztuki wzrosła aż o 1100 proc. w stosunku do ceny detalicznej. Z powodu ogromnego zainteresowania Kolejką IPN zdecydował się na wydanie drugiej edycji gry. I tak w sprzedaży pojawiło się kolejnych 5 tys. egzemplarzy, które – jak zapewniali przedstawiciele warszawskiego IPN – wykupione zostały w ciągu dwóch dni. Instytut zdecydował się więc na kolejne wydania i one również rozchodziły się w ekspresowym tempie. Kolejka doczekała się nawet swej międzynarodowej wersji i została okrzyknięta najlepszą grą planszową 2012 r. Jeszcze przed jej zagraniczną premierą o nadchodzącej publikacji IPN donosiły media w ponad 150 krajach świata, m.in. serwisy BBC, CNN, Fox News, Spiegel i Associated Press. Reportaż o grze wyemitowała nawet japońska telewizja publiczna NHK. W doniesieniach podkreślano innowacyjność pomysłu edukacji historycznej za pomocą gry planszowej. Zdaniem prezesa IPN Łukasza Kamińskiego źródło sukcesu leży właśnie w walorach edukacyjnych. – To oryginalna gra, której mechanizm wywołuje emocje. Stwarza okazję do rozmowy, do podzielenia się rodziców z dziećmi oraz dziadków z wnuczkami doświadczeniami rzeczywistości Polski komunistycznej. To doświadczenie związane było z wydarzeniami życia codziennego, a więc dotykało każdego – mówi Kamiński.

Sprzedaż planszówek rośnie średnio o 30 proc. rocznie. Przybywa kawiarni i pubów, które kuszą klientów możliwością zagrania na ich terenie. Skutecznie.

Sposób na biznes

O tym, jak bardzo popularne są planszówki, najłatwiej przekonać się odwiedzając kluby czy kawiarnie we wszystkich większych polskich miastach. Dziś gry są już tam niemal stałym elementem wyposażenia. Dla niektórych stanowią sposób na przyciągnięcie klientów. Zwykle jednak obecność gier wynika również z zamiłowania do nich właścicieli i kierownictwa lokali. Tak było w przypadku klubu Chwila. Jej szef Tytus Hołdys od lat jest fanem gier planszowych. – Jakiś rok temu napisałem na forum internetowym, że w każdy poniedziałek od godz. 16 zapraszam wszystkich miłośników gier. Najpierw przyszły dwie, trzy osoby. W tej chwili przychodzi do nas około 20 osób. Ostatnio dokupiliśmy specjalne stoły i zamontowaliśmy odpowiednie światło. Mamy około 50 gier – mówi Hołdys. Pograć do Chwili przychodzą studenci, prawnicy, informatycy, graficy, ekonomiści. Wielu z nich umawia się na forum internetowym albo też przynosi na spotkania swoje gry.

Podobnie jest w klubie Solec 44, gdzie za symboliczną opłatą można zagrać w jedną z ponad 120 gier. Jej współwłaściciel Martin Waelli mówi:

– W klubie z powodzeniem udało nam się połączyć dwie nasze największe pasje: kuchnię i gry. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę, bo obecnie co najmniej połowa naszych gości odwiedza nas właśnie po to, żeby pograć.

Nieraz zdarza się, że stumetrowy klub wypełniony jest po brzegi rozemocjonowanymi graczami. – Każda grupka jest jakoś w swoim świecie, którego reguły wyznaczają zasady danej gry. Taki widok robi wrażenie. Niektórzy siedzą w milczeniu, główkując nad następnym ruchem. Stolik obok ktoś krzyczy z ekscytacji, bo mu się właśnie wieża do Jengi rozwaliła. Bezcenne. Równie bezcenny jest widok modnego warszawiaka lub wystylizowanej warszawianki, którzy tracą panowanie nad każdym ruchem i całkowicie poddają się emocjom – dodaje.

Moda na planszówki powoli przeradza się w prawdziwe szaleństwo. W wielu miastach, m.in. w Warszawie, Płocku czy w Gdańsku, organizowane są doroczne konwenty gier planszowych. – Konwenty polegają na tym, że jest Games Room, gdzie można wypożyczyć jakąś grę, są ludzie, którzy tłumaczą, jak można w nią grać i nawet czasem siadają do stolika. Są konkursy, zabawy, prezentacje, nowości. Często przyjeżdżają też autorzy nowych gier – opowiada Piotr Czuba, informatyk z Warszawy, który wraz ze swoim synem był wolontariuszem podczas jednego z takich konwentów.

Twarzą w twarz

Co roku odbywają się także mistrzostwa świata różnych gier, m.in. Osadników z Catanu, Ticket to Ride czy scrabble. Zdarzają się pasjonaci, którzy specjalizują się w jednym tytule i jeżdżą na mistrzostwa. Są też kolekcjonerzy, którzy bez przerwy poznają nowe gry, kupują, sprzedają, aż uzbierają kolekcje liczące kilkaset sztuk. Jak twierdzi Magdalena Jedlińska z produkującej planszówki firmy Rebel, w tegorocznej edycji festiwalu gier planszowych Gramy wzięło udział ponad 5 tys. osób, nie licząc dzieci.

Moda na tradycyjne gry przyszła do nas z Zachodu. – Tam gry planszowe nigdy nie przestały być popularne. W samych tylko Niemczech obecnie wartość rynku gier planszowych i karcianych wycenia się na blisko 450 mln euro – mówi Bogusław Kleszczyński z rzeszowskiego IPN.

Choć w naszym kraju to jeszcze młody rynek, z pewnością bardzo dynamicznie się rozwija. Z danych firmy Rebel wynika, że sprzedaż gier rośnie średnio o 30 proc. rocznie. – W Polsce przede wszystkim sprzedają się gry imprezowe, które wspaniale potrafią rozkręcić czy studencką zabawę, czy spotkanie ze znajomymi. Logiczne, które są idealne na wieczór we dwoje, oraz lekkie, eleganckie gry familijne (Wsiąść do Pociągu, Dixit, K2) świetnie sprawdzają się w gronie przyjaciół lub w czasie spotkania rodzinnego. Bardzo popularne są też niezbyt ciężkie gry ekonomiczne i strategiczne (Agricola, Osadnicy z Catanu, Neuroshima Hex) – wylicza Jedlińska. Ostatnie badania TNS OBOP pozwalają stworzyć profil przykładowego fana gier planszowych. Wśród dorosłych sięgają po nie przede wszystkim osoby z wykształceniem wyższym, w większości mieszkańcy miast. Chętnie wybierają planszówki, rzadziej gry na telefony komórkowe. Krótko mówiąc: lubią patrzeć swojemu przeciwnikowi prosto w oczy.

Tekst z magazynu Sukces

Lubię scrabble i szachy, ale bardziej scrabble, bo uwielbiam bawić się i łamać język. Obie gry wymagają też dużo myślenia, więc grając z poważnym przeciwnikiem, można doprowadzić się do prawdziwego bólu głowy od badania różnych opcji. Dla mnie to jest wyłącznie praca mózgu, bez nabywania nowej wiedzy – mówi Karolina Kaniewska, na co dzień szefowa działu PR w dużej korporacji. Czasami zaczyna grać, bo tak akurat wyszło, bo ktoś ze znajomych miał scrabble w domu, czy też w knajpie, w której akurat były gry. Nie przeszkadza jej zupełnie, że siada do nich w sztywnym, biznesowym stroju i szpilkach. Przy grze, jak mówi, zapomina o kłopotach w pracy, problemach z narzeczonym czy wszystkim, co spada na jej ramiona każdego dnia. Gry to dla niej powrót do dzieciństwa, taka mała chwila beztroski.

Pozostało 90% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla