Artykuł pochodzi z archiwum "Życia Warszawy"
W przytulnym wnętrzu bielańskiej Mibelli atmosfera jest domowa. Tak mogły wyglądać restauracje w międzywojniu.
Rządzący tutaj kucharz Michał ma trochę krwi tatarskiej, ale – jak sam podkreśla – jest "katolikiem już od dwóch pokoleń". Doskonale łączy motywy kuchni kresowej, muzułmańskiej i polsko-warszawskiej. – Jest tak eklektyczny, jak eklektyczna była kuchnia tamtych lat – stwierdza varsavianista Jarosław Zieliński.
Międzywojniem zainteresował się dzięki swojej babci.
– W pewnym momencie została z chorym mężem i głodową emeryturą – mówi. – I ta moja babcia, która przed wojną miała przezroczyste palce urzędniczki, wzięła się za szycie. Tworzyła kreacje dla starej przedwojennej elity. Bywało tak, że przychodziły klientki, a ja musiałem się gdzieś zmyć. Często chowałem się pod wielkim krojczym stołem przykrytym suknem. Z tej perspektywy widziałem najcenniejsze łydki przedwojennej Warszawy: Niny Andrycz, Toli Mankiewicz czy Miry Ziemińskiej. Na dodatek słyszałem ich rozmowy. Wtedy się zaraziłem bakcylem międzywojnia.