"Rz": Od lat mieszka pan i pracuje w Paryżu, a jednak najnowszy projekt rzeźbę "Wieczna miłość" zaprojektował Pan w swoim rodzimym Wieluniu.
Wojciech Siudmak:
Moja relacja z Wieluniem przypomina stosunek dziecka do matki. Mimo, że dziecko ma lat 70 a matka 90 te stosunki wciąż pozostają niezmienne. Te same napięcia, ta sama miłość. Mimo, że jako artysta osiągnąłem już sporo, od lat mieszkam w Paryżu, to o Wieluniu zawsze myślę ze wzruszeniem.
Przypomina się krajobraz dzieciństwa.
Dość mroczny. Pamiętam jego obraz a nawet zapach. Wszechobecne ruiny, niemieckie baraki cuchnące środkiem, którym więźniowie impregnowali tory kolejowe. Był to środek silnie trujący, zagrażający życiu. Ale Wieluń kojarzy mi się też z dzieciństwem, rodzicami, gronem przyjaciół, miasteczkiem, w którym prawie nikt nie czuł się anonimowy, gdzie wszyscy się znali, ciągle ktoś się komuś kłaniał, zatrzymywał na krótką rozmowę. Kiedy ruszyłem w świat miałem w podświadomości, że coś muszę zrobić dla tego miasta, zostawić jakiś swój ślad.