Krytycy szukający nowinek będą pewnie psioczyć, że album nie przynosi niczego nowego. Ale fani są szczęśliwi, bo rock and roll nie musi być nowoczesny, tylko dobry.
– Słyszałem kiedyś anegdotę o wodzu plemienia – mówił mi przed laty Angus Young, lider i gitarzysta. – Pewnego dnia pomyślał, że jego poddani są znudzeni jedzeniem mięsa i poczęstował ich kawiorem. Ale oni nie oczekiwali zmiany, byli zadowoleni z tego, co jedli dotąd. Wzięliśmy sobie tę naukę do serca. Od lat serwujemy fanom soczystego rocka.
Kłopoty z perkusistą
Tej płyty mogło nie być, a na pewno premiera miała prawo być opóźniona. Malcolm Young, gitarzysta rytmiczny i fundament brzmienia grupy, po latach groźnej choroby padł ofiarą demencji, natomiast perkusista Phil Rudd najprawdopodobniej stracił kontrolę nad swoim życiem i karierą. Muzyk został aresztowany w związku z podejrzeniem o zlecenie podwójnego morderstwa i posiadanie narkotyków. Prokuratura zrezygnowała z zarzutu zlecenia, bo zabrakło dowodów, ale podtrzymała zarzut grożenia śmiercią i posiadania narkotyków.
W wywiadzie dla „Rolling Stone" Angus Young ujawnił, że relacje z Ruddem były złe już podczas nagrywania najnowszego albumu „Rock or Bust": – Raz mówił, że przychodzi, innym razem go nie było. A nie jesteśmy zespołem, który ma zwyczaj czekać na kogoś.
W końcu producent płyty Brendan O'Brien postawił ultimatum. – Jeśli nie będzie na czas, zatrudnimy innego perkusistę – powiedział. Ostatecznie Rudd zasiadł za perkusją. – Widziałem go w lepszej formie. To nie ten sam Phil, którego znałem – opowiadał Angus.