Reklama

Brzmienie miasta

Nowym albumem Melody Gardot dołączyła do grona wielkich wokalistek.

Aktualizacja: 10.06.2015 20:50 Publikacja: 10.06.2015 19:53

W swoich tekstach Melody Gardot porusza sprawy ważne dla człowieka, jak miłość, i dla ludzkości. Do nich nawiązuje prowokacyjny tytuł albumu „Currency of Man", który można rozumieć jako „Wycena człowieka".

– Każdy z nas jest piękny i każde życie zasługuje na uwagę – mówi „Rzeczpospolitej" wokalistka. – Kiedy popatrzyłam na historie różnych osób, które spotkałam, i napisałam o nich teksty piosenek, pomyślałam, że dziś wycenia się każdego człowieka. Tytuł albumu jest pytaniem, jaką wartość ma nasze człowieczeństwo, a w przenośni na ile można je wycenić. Każdy może wieczorem policzyć, ile zarobił tego dnia. Czy słuszne jest wartościowanie ludzi według tego, jaki przynieśli dochód sobie i swoim pracodawcom? To najgorsze, co spotkało ludzkość. Rozmawiałam z osobami, które nie miały pieniędzy, domu, miejsca, w którym mogłyby się schronić, a to były najwspanialsze osobowości, jakie kiedykolwiek spotkałam. Po drugiej stronie postawiłabym tych, którzy jeżdżą ferrari, mają dom w każdym mieście, szafy pełne modnych ubrań i pustkę w duszy, są nudni.

Melody Gardot dokonała muzycznej rewolucji, stosując prosty zabieg: zaangażowała sekcję instrumentów dętych podkreślających jej partie wokalne, kreatywnego producenta Larry'ego Kleina i realizatorów rozkochanych w starych, analogowych brzmieniach. Dotychczas słynęła z nastrojowych ballad, które przyniosły jej światową popularność. Swoją czwartą płytą wyznaczyła wysoki poziom dla wokalnych produkcji.

– Utwory powstały spontanicznie, w różnych miejscach na świecie, gdy miałam możliwość, siadałam do fortepianu, korzystałam z laptopa i software'u MIDI – wylicza artystka. – W komputerowych aranżacjach dodawałam orkiestrę, instrumenty dęte, to była świetna zabawa, ale nie miała nic wspólnego z brzmieniem, które można osiągnąć w studio czy na koncercie.

Larry Klein jest laureatem Grammy za płyty Joni Mitchell i „River: The Joni Letters" Herbiego Hancocka. I to właśnie Klein ukształtował nowe brzmienie Melody Gardot na bestsellerowej płycie „My One and Only Thrill". Dostał za nią nominację w prestiżowej kategorii producent roku. Teraz jest współautorem drugiej zmiany muzycznego oblicza wokalistki.

Reklama
Reklama

– Kiedy w studio spotkałam się się z Larrym, powiedziałam mu, że chcę mieć sekcję instrumentów dętych – wspomina Gardot. – Ten rodzaj energii nigdy wcześniej nie był obecny na moich płytach. Sześciu muzyków grających na dęciakach to było coś naprawdę ekscytującego, zupełnie inny groove, potężne brzmienie. Ja i moi muzycy pochodzimy z Filadelfii, gdzie w wyjątkowy sposób traktuje się do rytm, gramy zupełnie wyluzowani. Dużo podróżuję po świecie, a nagrywając ten album, poczułam się wśród swoich, jak w domu, jakbym powróciła do swoich korzeni. Razem pracowaliśmy nad ostatecznym kształtem utworów.

Płyta zawiera mnóstwo niuansów, składa się z wielu warstw. Słuchanie jej jest muzyczną przygodą, odkrywaniem nowych dźwięków.

– Ten album ma brzmienie miasta, słychać w nim kroki po chodniku, samochody hamujące na światłach, dźwięki odbijające się od betonowych ścian, nawet drgające druty zawieszone na słupach. Wszędzie chodzę z małym mikrofonem i nagrywam różne dźwięki, które mi się podobają: dzwony, ptaki o świcie w Paryżu, statek na rzece, silniki aut. Można je odnaleźć na płycie.

Melody Gardot zaprosiła do studia dwóch młodych realizatorów zafascynowanych techniką analogową: Clementa Ducola i Maxime'a Le Guila.

– W Paryżu spotkałam Maxime'a i kiedy zobaczyłam, jak pracuje w studiu, zapragnęłam nagrać wszystko na taśmie magnetofonowej – wspomina. – Wykorzystaliśmy stare mikrofony, które nadały niezwykłe ciepło głosom i instrumentom. Ja śpiewałam w niektórych momentach przez tubę. Uzyskaliśmy oryginalne, łatwo rozpoznawalne brzmienie, jakiego wcześniej nikt nie osiągnął. Ten album nie nawiązuje do niczego, co zrobiłam wcześniej, nie oglądam się za siebie. Wczuwam się w chwilę, która jest teraz, i patrzę przed siebie. W piosence „Preacherman" opowiadam historię, która wydarzyła się w 1965 r., o chłopcu zabitym w Missisipi z powodów rasowych. Rozważam, co możemy zrobić teraz i jak ten incydent wpłynie na naszą przyszłość. Utwór „Morning Sun" zadedykowałam Ezrze Richardsonowi, synkowi naszego gitarzysty. Ezra urodził się o poranku, kiedy pracowaliśmy nad albumem. „Ten świat jest dla marzycieli, jest tobie przeznaczony, ten świat uwierzy we wszystko, co zrobisz" – śpiewam mu.

„Currency of Man" słucha się z uwagą, wręcz z zapartym tchem, od pierwszego do ostatniego utworu. A jeśli spróbujemy zrozumieć, o czym śpiewa amerykańska wokalistka, wpadniemy w filozoficzną zadumę. Po wydanych w tym roku świetnych albumach Diany Krall, Cassandry Wilson i Dee Dee Bridgewater to Melody Gardot wyrasta ponad te gwiazdy, sama pisząc muzykę i teksty do swoich piosenek. A śpiewa jak zawsze zniewalająco ciepłym, nasyconym emocjami głosem, tworzy intymny nastrój, jakby była tuż obok.

Reklama
Reklama

9 grudnia wystąpi na Torwarze w Warszawie. Będzie to jedyny koncert Melody Gardot w Polsce

Kultura
Liberum veto w KPO: jedni nie mają nic, inni dostali 1,4 mln zł za 7 wniosków
Kultura
Pierwsza artystka z niepełnosprawnością intelektualną z Nagrodą Turnera
Kultura
Karnawał wielokulturowości, który zapoczątkował odwilż w Polsce i na świecie
Kultura
Nie żyje Frank Gehry. Legendarny architekt miał 96 lat
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
Kultura
Pomyśleć o tym, co nieoczywiste. Galeria sztuki afrykańskiej Omeny Mensah w Warszawie
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama