Rzeczpospolita: W rządowym projekcie ustawy o przeciwdziałaniu przemocy domowej, który wrócił do wnioskodawców, jedną ze zmian miała być konieczność zgody krzywdzonej osoby na założenie Niebieskiej Karty. Czy automatyczne jej zakładanie jest wskazane?
Małgorzata Wincenciak: Gdy mamy podejrzenie przemocy, zawsze lepiej działać nadmiarowo, niż pozbawić kogoś pomocy. Mówię to jako członek jednego z zespołów interdyscyplinarnych w Warszawie. Jeśli w toku procedury zorientujemy się, że w rodzinie nie dochodzi do przemocy, po prostu ją zamykamy. Krzywdzona osoba może natomiast nie wyrazić zgody ze strachu przed sprawcą i wówczas pomocy nie otrzyma, mimo że przemocy doznaje. Ważna jest też zmiana definicji przemocy. Do tej pory oznaczała ona zachowania jednorazowe lub powtarzające się. W tym projekcie mowa jest tylko o tych drugich.
Jak wpływa to na ofiary?
Wyobraźmy sobie, że taka osoba zgłasza się do dzielnicowego albo do pracownika socjalnego. Słyszy, że jednorazowe pobicie to jeszcze nie przemoc. Jest duże prawdopodobieństwo, że już więcej nie przyjdzie. To wtórna wiktymizacja: najpierw ktoś bliski mnie skrzywdził, udało mi się przełamać wstyd i strach, poszłam po pomoc, ale jej nie dostałam.
Czytaj także: Przeciwdziałanie przemocy. Premier Morawiecki cofa ustawę