– Biorąc pod uwagę liczbę członków misji, nie możemy myśleć o tym, aby w sposób szeroki obserwować to, co się dzieje w procesie wyborczym, ale będziemy jeździli i wizytowali lokale wyborcze – zapowiedział wczoraj szef misji Brytyjczyk Julian Peel Yates. – Polska znalazła się w doborowym towarzystwie.
Podkreślił, że w ciągu tego roku podobne misje obserwowały wybory we Francji, Belgii, Estonii i Turcji, a w zeszłym roku OBWE monitorowała wybory w USA i Kanadzie. Odniósł się w ten sposób do wątpliwości polskich władz co do konieczności zapraszania obserwatorów na wybory. Wielokrotnie zapewniał też, że misja OBWE jest czymś standardowym, a Polska jest ustabilizowaną demokracją.Misja będzie działać do czasu i w trakcie wyborów. W jej ramach monitorowane będą również polskie media.
Yatesa pytano, czy OBWE przyjrzy się temu, w jaki sposób media publiczne relacjonują przebieg kampanii wyborczej. – W skład misji wchodzą osoby, które będą zwracały uwagę na działalność polskich mediów podczas wyborów. Zostanie to uwzględnione w końcowym raporcie – odpowiedział szef misji.
Zwyczajowo misja OBWE jest zobowiązana do jego przedstawienia. Zostanie on opublikowany od sześciu do ośmiu tygodni po wyborach. – Jeżeli zaistnieje taka potrzeba, znajdą się w nim rekomendacje spraw, które będziemy wskazywać jako te, które można poprawić – podkreślił szef misji.
Niewiele brakowało, a obserwatorów OBWE zabrakłoby na wyborach w Polsce. Misja przyjeżdża do kraju, w którym odbywają się wybory na zaproszenie rządu. Gabinety państw członkowskich OBWE są zobowiązane do wystosowania takiego zaproszenia. Jednak minister spraw zagranicznych Anna Fotyga uznała, że nota, którą wystosowała organizacja, jest dla naszego kraju obraźliwa i zaproszenia nie wysłała. Dopiero po jej zmianie takie zaproszenie zostało wystosowane.