Paulina i Janusz z siostrami: 14-letnią Marzeną i 19-letnią Lidką w środę wieczorem położyli się spać na piętrze ich rodzinnego domu przy ul. Miłośników Podhala. Matki z nimi nie było. Jest salową. Miała nocny dyżur w zakopiańskim szpitalu. Na parterze spali ciocia z wujkiem i dzieckiem. Około godz. 4 na piętrze gwałtownie buchnął ogień.
– Wiedziałem, że tam są dzieci. Chwyciłem drabinę i pobiegłem ratować. Ale nic nie dało się zrobić. Ściana ognia. Mogli tam się dostać dopiero strażacy w maskach i z sikawkami – opowiada mieszkający w pobliżu Józef Cachro.
– Płomienie pojawiły się zapewne w okolicach klatki schodowej, odcięły dostęp do schodów i szybko ogarnęły wysuszone drewniane ściany piętra – relacjonuje komendant powiatowy straży pożarnej w Zakopanem brygadier Andrzej Kowalcze.
Prawdopodobnie ogień pierwszy zobaczył Janusz. Zaalarmował siostry. Podprowadził Marzenę i Lidkę do okna, aby mogły wyskoczyć. Wrócił po najmłodszą dziewczynkę. Nie zdążył jej uratować, bo ogień szalał. Gdy strażacy dotarli później na piętro, zobaczyli spalone ciało Janusza obejmującego Paulinkę. – Wyglądało, jakby chciał chronić siostrzyczkę przed ogniem – opowiada brygadier Kowalcze.
Skok z niewysokiego piętra uratował życie Marzenie i Lidce. Zanim przybyli strażacy, murowany parter opuściła trzyosobowa rodzina.Pogotowie zabrało dwie uratowane siostry do szpitala. Lekarze nie stwierdzili u nich obrażeń spowodowanych skokiem z okna. Wraz ze zrozpaczoną matką trafiły pod opiekę psychologów do ośrodka interwencji kryzysowej w Zakopanem. – Są w takim szoku, że nie jesteśmy w stanie ich przesłuchać – mówi szef Prokuratury Rejonowej w Zakopanem Zbigniew Lis. Śledczy z policjantami i strażakami ustalają, co wywołało pożar. Na razie wiadomo tylko, że nie ma mowy o podpaleniu. Sąsiedzi opowiadają, że piętro domu było niedawno staranie wyremontowane, wymieniono instalację elektryczną.