Reklama

Zientarski nadal nieprzytomny

Ferrari, którym rozbili się Maciej Zientarski i Jarosław Zabiega, należało do byłego wiceszefa Orlenu Pawła Szymańskiego. Kupił je dwa dni przed tragedią, a Zientarski miał tylko sfotografować samochód. W dniu wypadku samochód nie miał ubezpieczenia auto casco.

Aktualizacja: 26.03.2008 14:45 Publikacja: 26.03.2008 11:05

Warszawa, ul. Puławska. Miejsce gdzie rozbił się samochód Ferrari, którym jechali dziennikarze

Warszawa, ul. Puławska. Miejsce gdzie rozbił się samochód Ferrari, którym jechali dziennikarze

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

- Auto zostało kupione dwa dni przed wypadkiem. Jego właściciel nie miał gdzie go przechowywać, dlatego zostawił auto na posesji dziennikarza - powiedziała Katarzyna Dobrzańska, szefowa Prokuratury Rejonowej Warszawa-Mokotów.

- Pan Zientarski miał zrobić zdjęcia auta, natomiast nie było mowy o żadnym testowaniu lub jeżdżeniu - dodała prokurator.

Czerwone ferrari 360 modena kupił finansista Paweł Szymański, prywatnie pasjonat sportów motorowych i znajomy Macieja Zientarskiego. Szymański nie zdążył nawet przerejestrować auta na siebie - w dniu wypadku miało ono poznańskie tablice rejestracyjne. Samochód nie miał też ubezpieczenia AC, a jedynie obowiązkowe OC.

Szymański i Zientarski planowali razem rozkręcić biznes z samochodowymi imprezami.

O sprawie napisał "Dziennik"

Reklama
Reklama

Maciej Zientarski nie wymaga już intensywnej opieki medycznej. Jak nieoficjalnie dowiedział się TVN24, dziennikarz motoryzacyjny zostanie przeniesiony z oddziału intensywnej terapii na oddział chirurgii.

Pacjent w dalszym ciągu jest nieprzytomny. Od wypadku przebywa w szpitalu Dzieciątka Jezus w Warszawie.

Ktoś wystawił w serwisie aukcyjnym Allegro fragment rozbitego zderzaka ferrari. W opisie czytamy, że to część spalonego modelu modena 360 (rocznik 2004). Nie jest jednak powiedziane, czy to część auta, którym w Warszawie rozbił się Maciej Zientarski - pisze dziennik.pl.

Allegro nie na razie komentuje tych doniesień.

- Auto zostało kupione dwa dni przed wypadkiem. Jego właściciel nie miał gdzie go przechowywać, dlatego zostawił auto na posesji dziennikarza - powiedziała Katarzyna Dobrzańska, szefowa Prokuratury Rejonowej Warszawa-Mokotów.

- Pan Zientarski miał zrobić zdjęcia auta, natomiast nie było mowy o żadnym testowaniu lub jeżdżeniu - dodała prokurator.

Reklama
Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Kraj
Co drugi sprzedawca sprzedałby alkohol nieletnim. Ratusz nie ma pieniędzy na kontrole
Kraj
Zuzanna Dąbrowska: Hołowni pożegnanie z fotelem
warszawa
Utrudnienia na stołecznej linii średnicowej. Wspólne honorowanie biletów KM i ZTM
Kraj
Polska będzie miała nowy rodzaj wojsk. Władysław Kosiniak-Kamysz: Na ich czele stanie płk lek. Mariusz Kiszka
Reklama
Reklama