100 złotych darowizny dostanie każdy, kto udowodni Jędruchowi, że na niego zagłosował, np. zrobi zdjęcie karty do głosowania telefonem komórkowym. Jędruch deklaruje, że pieniądze wypłaci fundacja, którą utworzy, jeśli dostanie się do europarlamentu.
Ten kontrowersyjny pomysł na pozyskanie wyborców Jędruch nazywa "eksperymentem wyborczym". - Jest zgodny z prawem, to przyrzeczenie publiczne, moja obietnica wyborcza, a nie przekupstwo. Taka premia dla wyborcy - zapewnia w rozmowie z "Rz".
Jędruch to były właściciel spółki Colosseum oskarżony przez katowicką prokuraturę o wyłudzenie 430 mln zł. Zdaniem prokuratury większość pieniędzy miała być wyłudzona w obrocie wierzytelnościami. Głównymi poszkodowanymi przez Józefa Jędrucha mieli być Będziński Zakład Elektroenergetyczny (345 mln zł), Polskie Sieci Elektroenergetyczne (92 mln zł), gmina Ornontowice i huta Pokój w Rudzie Śląskiej. Jędruch nie jest skazany, więc może ubiegać się o mandat.
Śląski lider Samoobrony wydrukował tysiące ulotek, w których zachęca do głosowania na niego w zamian za 100 zł, chce też wypuścić spot na ten temat. "Składam publiczne przyrzeczenie, że jeżeli w wyniku wyborów zostanę wybrany posłem do europarlamentu, to dokonam darowizy o wartości 100 zł na rzecz każdego wyborcy, który zdecyduje się na mnie zagłosować" - czytamy.
Mniejszym drukiem w ulotce jest napisane, że "oddany głos ma być z przekonania". - Jest luka w prawie i ja ją wykorzystuję - mówi Jędruch o pomyśle. - Jeśli inni kandydaci finansują kiełbasę i piwo, to dlaczego ja nie mogę zapłacić stu złotych? - pyta.