W 2007 r. ludzie z firmy jednego z potentatów na rynku tzw. jednorękich bandytów zgłosili się do państwowej spółki Ruch. [wyimek]Dystrybutor prasy Ruch to łakomy kąsek: ma jedną z największych sieci sprzedaży [/wyimek]
– Ich ubiór i sposób wysławiania się daleko odbiegał od naszych standardów korporacyjnych – wspomina jedna z osób, która brała udział w rozmowach. Biznesmeni byli ubrani w skóry, obwieszeni złotem i nie przebierali w słowach.
Po co zjawili się w Ruchu? – Zaproponowali, że wstawią swoje automaty do punktów obsługiwanych przez spółkę – mówi informator „Rz”. Ruch, dystrybutor prasy, ma jedną z największych sieci sprzedaży detalicznej. Według badań AC Nielsen Polska z 2007 r. zakupy w jego kioskach i salonikach regularnie robi 62 proc. Polaków. Współpraca byłaby więc dla ludzi z branży hazardowej świetnym interesem.
Ale Ruch odmówił. W tym czasie podpisał już bowiem list intencyjny z Totalizatorem Sportowym na organizację wideoloterii. Tak określa się automaty do gry połączone siecią komputerową, w których wygrane są rejestrowane w czasie rzeczywistym, pozostające pod pełną kontrolą fiskusa. Umożliwiają też wygrywanie wyższych kwot niż w jednorękich bandytach. W Skandynawii po wprowadzeniu wideoloterii upadł cały rynek automatów o niskich wygranych.
– Byliśmy gotowi do uruchomienia wideoloterii natychmiast po uchwaleniu ustawy, która umożliwiłaby jej prowadzenie przez Totalizator – wspomina jedna z osób z ówczesnego kierownictwa Ruchu. Ustawę przygotowywał rząd PiS.