Według prokuratury były SLD-owski prezydent Zabrza Jerzy G. zabił 34-letniego Lecha Frydrychowskiego, syna dawnej wspólniczki (w latach 90. prowadzili księgarnię), bo był mu winien pieniądze. Dług 246 tys. zł po kilku latach, doliczając odsetki, sięgnął 800 tys. zł.
Na ławie oskarżonych zasiadło też czterech mężczyzn, którzy mieli brać udział w zbrodni. Jeden z nich Tomasz L., mechanik samochodowy, przyznał się do winy. Pośredniczył między G. a trzema bandytami, którym zlecono porwanie Frydrychowskiego. G. mówił L., że chciałby, aby Frydrychowski zniknął.
Do zabójstwa doszło 17 sierpnia 2008 r. w lesie w powiecie będzińskim. Przed śmiercią Frydrychowskiego skrępowano i pobito. – Od początku planowano zabójstwo – mówił prokurator.
Po zabójstwie G. zadbał o alibi: pojechał do centrum handlowego, by zarejestrowała go kamera monitoringu, za zakupy zapłacił kartą, a do Frydrychowskiego wysłał esemesa. Ale to telefon go pogrążył. Koronnym dowodem są m.in. połączenia, jakie G. w dniu śmierci Frydrychowskiego wykonywał z lasu, w którym znaleziono zwłoki. Trzem bandytom zapłacił "za usługę" po tysiąc złotych.
G. był prezydentem Zabrza w latach 2002 – 2006. Nie przyznaje się do winy.