Branka ta była największym błędem margrabiego. I nie chodzi tu o używane często rzewne argumenty natury emocjonalno-moralnej, nakazujące potępić wydanie do rosyjskiej armii 12 tys. rodaków. Chodzi o argumenty natury pragmatycznej. Branka nie tylko się nie udała – rewolucjoniści, którzy należeli do tajnych spisków, pochowali się po lasach – ale zamiast zapobiec katastrofie, przyczyniła się do jej przyspieszenia.
Branka uruchomiła reakcję łańcuchową. Gdy już tłumy bojowych, młodych ludzi znalazły się w lasach, nie miały najmniejszej ochoty z nich wychodzić. 22 stycznia wybuchło powstanie. Fatalnie przygotowane, rozpoczęte zimą, w skrajnie niekorzystnych warunkach pogodowych, nie miało najmniejszych szans powodzenia. Powstańcom brakowało broni, amunicji, przyzwoitego dowodzenia, sensownego planu.
Zapał „czerwonych" wkrótce zresztą opadł, przeprowadzone przez nich ataki na rosyjskie garnizony zakończyły się fiaskiem. Stało się tak, mimo że w pierwszej fazie rosyjskie wojsko wcale nie paliło się do tłumienia zrywu. Rosyjskim generałom zależało bowiem na tym, aby powstanie przybrało jak największy zasięg i skalę. Wtedy wykazaliby nie tylko, że są potrzebni, ale że liberalna polityka znienawidzonego przez nich Wielopolskiego była błędem. Ich oczekiwania szybko zostały spełnione. Powstanie – „skoro już wybuchło" – przejęli „biali".
Upadek
Walki trwały do października 1864 roku. Kraj został po raz kolejny spustoszony, patriotycznie nastawiona młodzież wycięta w pień bądź zesłana na Sybir. Zachód – tak jak przewidział Wielopolski – pozostał obojętny. Większość reform Wielopolskiego cofnięto. Administracja, a nawet szkolnictwo, znalazły się w rękach Rosjan. Królestwo – nazywane odtąd Krajem Przywiślańskim – poddano brutalnej rusyfikacji, a na ziemiach wschodnich przeprowadzono olbrzymie konfiskaty należącej do Polaków ziemi. Był to cios dla naszego stanu posiadania straszliwy i nieodwracalny. Był to najbardziej fatalny z katastrofalnych skutków powstania. „Powstanie wybuchło pod hasłem przywrócenia Polsce Litwy i Rusi, i powstanie tę Litwę i Ruś dla Polski bezpowrotnie straciło" – pisał Stanisław Mackiewicz.
Nietrudno się domyślić, co się wówczas musiało dziać w duszy margrabiego... Oddajmy jeszcze raz głos Ksaweremu Pruszyńskiemu: „Wielopolski opuścił Polskę 14 lipca. Na stacji w Aleksandrowie ukazała się dobrze znana, ciężka postać Wielopolskiego. Poznano szerokie ramiona, silny kark i wielką głowę buldoga. Tłumem poszedł szept: »Margrabia«... I wtedy stało się coś, czego ani towarzyszący mu delegat powstańczy, ani rodzina Wielopolskiego, ani późniejsi historycy polscy zrozumieć nie mogli. Oto na widok znienawidzonego człowieka publiczność polska naraz poodkrywała głowy. Na małym dworcu nastało przeraźliwe milczenie, słychać było tylko sapanie lokomotywy, brzęk ostróg żandarmskich i kroki, ostatnie kroki, jakie stawiał ten człowiek na ziemi polskiej.
Być może było to nagłe przeczucie, jak straszliwa klęska narodowa nastaje właśnie z upadkiem i odejściem tego człowieka. Pod jej brzemieniem istotnie marniały potem trzy pokolenia polskie. Być może był to hołd oddany jedynej postaci owych czasów, w których później z Piłsudskim mieliśmy się w pierwszym rzędzie doszukiwać wielkości. Czy Wielopolski dostrzegł ową zmianę i czy też się zdziwił? Ci, co znają Wielopolskiego, wiedzą, że jemu jednemu nie było to dziwne i jemu jednemu było to teraz bezgranicznie, ogromnie obojętne. Wielopolski wiedział, że Polska daje władzę, uznanie, szacunek, miłość za życia tylko mydłkom, bufonom, warchołom, zajazdowiczom i silnogębskim, tym, co kadzą, cmokają i broń Boże, nie tykają narodowych ran, i że wielkość odczekuje się u nas wspaniałego uznana po śmierci".
Margrabia Wielopolski zmarł na wygnaniu w Dreźnie, po ciężkiej chorobie w roku 1877. Na krótko przed śmiercią próbował popełnić samobójstwo. I rzeczywiście, doceniono go dopiero po śmierci. Wiele mówi fakt, że wielkość Wielopolskiego uznali dwaj najwybitniejsi Polacy XX wieku. Że margrabia został zrozumiany przez dwóch twórców naszej państwowości: Romana Dmowskiego, który stawiał Polakom Wielopolskiego za wzór politycznego realizmu i starał się kontynuować jego dzieło, oraz Józefa Piłsudskiego. „Wielkości, gdzie twoje imię? – pisał ten ostatni. – Największe imię [tej epoki] to margrabia! Chciałem go kochać za wielkość, bo miał on dumę i godność swego narodu".