„Rz" napisała dziś, że władze Warszawy nie zamierzają do wyborów przywracać pomnika tzw. „Czterch śpiących" na stołeczną Pragę. Budzący sporo kontrowersji pomnik wdzięczności dla Armii Czerwonej miał wrócić na pl. Wileński po zakończeniu bodowy II linii metra, która gotowa będzie jesienią.
SLD oskarża prezydent Warszawy Hannę Gronkiewicz Waltz o tchórzostwo, zdaniem Sojuszu pani prezydent nie chce wrzucać tuż przed listopadowymi wyborami samorządowymi gorącego kartofla jakim byłaby z pewnością uroczystość ponownego powrotu pomnika. PiS z kolei nie dowierza intencjom rządzącej stolicą PO.
Wydaje mi się jednak, że trudno mieć pretensje do władz stolicy, że po gigantycznym zamieszaniu, jakie było związane z pogrzebem generała Wojciecha Jaruzelskiego, nie chcą kolejnej awantury tuż przed wyborami.
Można się zżymać, że to pragmatyzm polityczny, albo nawet zwykły cynizm. Z punktu widzenia jednak efektu intencje są obojętne.
Powrót pomnika wdzięczności dla Armii Czerwonej, która wygnała z Polski wojska niemieckie instalując krwawy terror stalinowski, byłby kolejnym gwałtem na naszej pamięci historycznej. Dlatego cieszę się, że nie wróci on na swoje miejsce przed wyborami samorządowymi. Mniejsza o to, z jakiego powodu.