Kandydaci na radnych z politycznego czyśćca

Skompromitowani działacze liczą na amnezję wyborców i powrót do władzy

Publikacja: 15.10.2014 03:29

Krzysztof Filipek

Krzysztof Filipek

Foto: Fotorzepa, dp Dominik Pisarek

Jeżeli coś łączy większość najbardziej kontrowersyjnych kandydatów w wyborach samorządowych, to najczęściej jest to seks.

Gros ich przeszłych kontrowersyjnych dokonań kręci się bowiem wokół gwałtów, romansów, konkubin, relacji damsko-męskich oraz męsko-męskich. Dla tych, którzy w ostatnich latach znaleźli się z powyższych powodów pod pręgierzem krytyki i zostali usunięci z polityki, wybory samorządowe są wymarzoną okazją, by wrócić do gry. Kandydatów i komitetów jest bowiem tyle, że w takim tłumie łatwiej się schować i prześliznąć przez wyborcze sito.

Kariera cenzora

Poczet wyborczych skandalistów jest długi. Ale nie ma wątpliwości, że na jego czele stoi były prezydent Olsztyna Czesław Małkowski. Już sześć lat minęło, odkąd „Rz" ujawniła jego orgie seksualne w olsztyńskim ratuszu. W efekcie prokuratura wszczęła śledztwo i zarzuciła Małkowskiemu, że zgwałcił jedną z podwładnych, a inne molestował. Choć na pół roku trafił do aresztu, to nie chciał oddać prezydenckiego fotela. Dopiero w listopadzie 2008 r. Małkowski został odwołany w referendum. Czy dziś ma szansę na zwycięstwo, mimo toczącego się procesu o przestępstwa seksualne? Sam Małkowski, dawny działacz PZPR i cenzor, wierzy, że tak. I powtarza: – Gdyby były jakiekolwiek dowody przeciw mnie, to sprawa już dawno zakończyłaby się epilogiem sądowym.

Jeśli rzeczywiście zostałby skazany za gwałt lub molestowanie, to nie mógłby startować w wyborach. Jako podejrzany takie prawo ma.

Pensja partnerki

W Warszawie jak gdyby nigdy nic powraca największy samorządowy skandalista tej kadencji, związany przez lata z PO były wiceprezydent stolicy Jarosław Dąbrowski. Jeszcze jako burmistrz stołecznej dzielnicy Bemowo zasłynął stworzeniem swoistego perpetuum mobile nepotyzmu.

Burmistrza wsypał jego dawny współpracownik Paweł Bujski. Ogłosił m.in., że partnerka Dąbrowskiego Barbara L. zatrudniona w dzielnicowym Centrum Promocji Zdrowia i Edukacji Ekologicznej nie stawia się do pracy i podpisuje jedynie listę obecności, inkasując przy tym 5 tys. zł netto. Z kolei jej matka poza kolejnością miała dostać na Bemowie mieszkanie komunalne. Burmistrzem był wówczas Dąbrowski. Grube tysiące złotych z kasy dzielnicowych instytucji wędrowały do znajomych Dąbrowskiego i jego najbliższych współpracowników – w tym ojca jego kierowcy, który dostał 12 tysięcy za „transport materiałów promocyjnych" gminnego internetowego Radia Bemowo FM. Były burmistrz broni się w standardowym stylu: ?– Żadnej „afery bemowskiej" nie było. To intryga przygotowana przez moich politycznych rywali – twierdzi.

Tyle że większość zarzutów potwierdziła kontrola ratusza kierowanego przecież przez prezydent stolicy Hannę Gronkiewicz-Waltz.

Po wybuchu skandalu Dąbrowski musiał odejść ze stanowiska wiceprezydenta i rozstał się z PO. Dziś jako kandydat niezależny startuje na burmistrza Bemowa.

Powrót Samoobrony

Ten charakterystyczny kelnerski wąsik znali w Sejmie wszyscy. Przez lata Krzysztof Filipek podążał za Andrzejem Lepperem krok w krok, spijając słowa z ust przewodniczącego Samoobrony. Sam do powiedzenia miał niewiele. A gdy się odezwał, to tak, że trudno to zapomnieć. – Gdybym się z tą panią znalazł na bezludnej wyspie i od nas miało zależeć, czy gatunek ludzki będzie istniał, to zapewniam, że zdecydowałbym się na to, żeby wyginął – mówił, gdy wybuchła seksafera w Samoobronie i sam był podejrzewany o molestowanie jednej z działaczek. Faktem jest, że miał wówczas romans z inną młodą działaczką partii, zakończony po latach ślubem.

Ślepa wierność Lepperowi się opłacała. Po utworzeniu w 2006 r. koalicji PiS–Samoobrona–LPR Filipek został ministrem w Kancelarii Premiera, lepperowym łącznikiem z Jarosławem Kaczyńskim. Z Lepperem rozstał się po wybuchu afery gruntowej w 2007 r., choć przygotowania poczynił nieco wcześniej. Owa afera, czyli śledztwo CBA w sprawie uczestnictwa Leppera w nielegalnym odrolnianiu gruntów, doprowadziła do upadku koalicji PiS–Samoobrona–LPR.

Samorząd to raj dla małych lokalnych komitetów, gdzie mogą się ukryć kontrowersyjni politycy

Filipek dostał od władz PiS propozycję, aby przygotował rozłam wśród działaczy Samoobrony i wyprowadził grupę posłów gotowych nadal popierać rząd Kaczyńskiego. Okazało się jednak, że Filipek nie posiadł tylu politycznych talentów, by podołać temu zadaniu. W dodatku – wbrew oczekiwaniom – Lepper nie dał się złapać na przyjmowaniu łapówki i nie trafił za kraty. A to utrudniło rozbicie Samoobrony.

Jednak pamięć otoczenia Kaczyńskiego o tej operacji otworzyła dziś Filipkowi drogę do kandydowania z listy PiS. Formalnie jest on kandydatem wskazanym przez koalicjanta PiS – partię Polska Razem Jarosława Gowina. To zdumiewające, bo Gowin przez lata był jednym z najzacieklejszych krytyków Samoobrony i jej działaczy.

Nieoficjalnie wiadomo, że pierwotnie Gowin chciał zaproponować na listy PiS innego dawnego działacza Samoobrony – byłego europosła Marka Czarneckiego. Ten prawnik był w partii Leppera uważany za głównego twórcę tzw. systemu wekslowego, polegającego na podpisywaniu przez działaczy weksli in blanco na wypadek rozstania z Lepperem. Owe weksle używane były przez lidera Samoobrony do szantażowania zbuntowanych posłów jego partii.

Przemyślenia o gwałcie

PiS to Czarneckiemu pamięta, dlatego m.in. nie chciał się zgodzić na jego kandydowanie. Więc Czarnecki podpowiedział Gowinowi, by wystawił Filipka. W ten sposób mazowiecką twarzą Polski Razem intelektualisty i legalisty Gowina stał się były dozorca z wyrokami za wysypywanie zboża.

Ale to niejedyny kontrowersyjny kandydat wytykany Gowinowi. Na listach PiS Polska Razem wystawiła także polityka dawnego SKL Krzysztofa Oksiutę. Dwa lata temu zasłynął on swą tyradą w internecie na temat homoseksualistów, gwałtów i aborcji. Pisał m.in. „Jeśli mamy 200 gwałtów dziennie, to nie oznacza, że tyle kobiet zostało zapłodnionych. Zostały zgwałcone często w wyniku własnej też głupoty, a czasem na własne życzenie. (...) Chłopak po alkoholu podobnie: na trzeźwo nawet by na nią nie spojrzał, ale po wódce mu się tak podoba, że ją lekko przymusza. To złożony problem. Nie zawsze gwałt jest gwałtem, często jest głupotą" – tłumaczył. Gowin już przeprosił za te słowa, tyle że Oksiuta je podtrzymuje.

Blue taxi i wieśmaki

Ale i sam PiS nie ustrzegł się kontrowersyjnych kandydatów na swoich listach. Marek Surmacz był wiceszefem MSWiA w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, który dziś wspomaga go w kampanii na prezydenta Gorzowa. Na przełomie lat 2006 i 2007 Surmacz i jego współpracownicy zasłynęli jako prekursorzy wykorzystywania policyjnych radiowozów jako taksówek (zwane przez mundurowych złośliwie usługą blue taxi). W grudniu 2006 r. doszło do tragedii – zginęło dwoje policjantów, którzy wracali do Warszawy po odwiezieniu do domu w Siedlcach urzędnika MSWiA, który był bliskim współpracownikiem Surmacza. Z tego dramatu nie wyciągnięto żadnych lekcji.

Dopiero w 2007 r. Surmacz został odwołany ze stanowiska, gdy media ujawniły, że nakazał pełniącym służbę policjantom, by dostarczyli „dwa wieśmaki i colę" do stojącego na peronie pociągu, którym podróżowała Elżbieta Rafalska, ówczesna wiceminister pracy. Surmacz tłumaczył to odruchem współczucia wobec wygłodniałej koleżanki. – To tylko pretekst, którym posłużyli się moi wysoko postawieni przeciwnicy – mówił wówczas o swej dymisji.

Rafalska to bliska znajoma Surmacza. „To twoja chwila, Marek!" – zagrzewała go w ostatni weekend w obecności Kaczyńskiego podczas lubuskiej konwencji PiS, którą prowadziła. A Surmacz zadeklarował jako kandydat na prezydenta: – Zdecydowanie przeciwstawialiśmy się nadużyciom i wykorzystywaniu władzy do osobistych korzyści. Jeśli nie ja, nie my, to kto? Jeśli nie teraz, to kiedy? – pytał dramatycznie.

Skandal przyciąga

W tych wyborach było takich personalnych niespodzianek znacznie więcej. Na liście do sejmiku w Zachodniopomorskiem Platforma wystawiła Marka Kęsika, weryfikatora dziennikarzy w stanie wojennym. Sekretarz generalny PO Paweł Graś przyznaje, że nikt w partii nie sprawdził jego przeszłości. Mleko się wylało, bo listy są już zarejestrowane, i Kęsika nie można się pozbyć.

PiS z kolei zdołało naprawić swoją wpadkę i skłoniło do rezygnacji kandydata na radnego Opola Łukasza Antoniego Jaroszewskiego, alias „Królik", dawnego striptizera.

Kompletowaniem list kandydatów niezmiennie kieruje partyjna pragmatyka. Wystawia się tych, którzy są politycznie oddani albo gwarantują zaangażowanie w kampanię i wpłaty na fundusz wyborczy.

Frekwencja w wyborach samorządowych jest niska, więc kontrowersje wokół kandydatów bywają użyteczne, bo zwiększają ich rozpoznawalność, a przez to przysparzają głosów. W dodatku – inaczej niż w wyborach parlamentarnych – samorząd to raj dla małych, lokalnych komitetów, w których mogą się ukryć skompromitowani kandydaci usunięci z dużych partii. Inaczej niż jeszcze dekadę temu, samorząd nie jest dziś już uważany za ostoję kompetentnych i uczciwych społeczników. Wszak nawet najbardziej znani i zasiedziali na swych stanowiskach prezydenci miast – Jacek Karnowski w Sopocie, Rafał Dutkiewicz we Wrocławiu czy Paweł Adamowicz w Gdańsku – także miewają kłopoty z prawem.

Jeżeli coś łączy większość najbardziej kontrowersyjnych kandydatów w wyborach samorządowych, to najczęściej jest to seks.

Gros ich przeszłych kontrowersyjnych dokonań kręci się bowiem wokół gwałtów, romansów, konkubin, relacji damsko-męskich oraz męsko-męskich. Dla tych, którzy w ostatnich latach znaleźli się z powyższych powodów pod pręgierzem krytyki i zostali usunięci z polityki, wybory samorządowe są wymarzoną okazją, by wrócić do gry. Kandydatów i komitetów jest bowiem tyle, że w takim tłumie łatwiej się schować i prześliznąć przez wyborcze sito.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Materiał Promocyjny
CPK buduje terminal przyszłości
Kraj
Anulowany wyrok znanego działacza opozycyjnego
Kraj
Czy Polacy chcą sankcji na Izrael? Sondaż nie pozostawia wątpliwości
Kraj
Rafał Trzaskowski o propozycji Karola Nawrockiego: Niech się pan Karol tłumaczy
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Kraj
Cienka granica pomagania uchodźcom. Złoty telefon pogrąża aktywistów z granicy