Choć od niespodziewanej porażki Bronisława Komorowskiego w pierwszej turze wyborów sensacja w ostatecznej rozgrywce prezydenckiej stała się realna, to jednak w szefostwie PO wszyscy liczyli, że nie zrealizuje się najgorszy scenariusz.
Trudna próba
Władze partii były przekonane, że jak zwykle na ostatniej prostej elektorat PO się zmobilizuje i da nieznaczne zwycięstwo Komorowskiemu. Myliły się: prezydent przegrał wyraźnie. – Nie udało się tym razem. Tak zdecydowali obywatele Polski wolnej, Polski demokratycznej – mówił Komorowski w niedzielny wieczór po ogłoszeniu wstępnych wyników.
– Demokracja polega na tym, że werdykty wyborcze nie tylko się uznaje, ale również szanuje. Dlatego gratuluję mojemu konkurentowi panu Andrzejowi Dudzie i życzę udanej prezydentury. Najserdeczniej dziękuję wszystkim obywatelom, którzy wzięli udział w głosowaniu. Szanuję państwa wybór, uznaję ten wybór za ważną wskazówkę dla mnie osobiście i dla nas wszystkich. Idą następne bitwy i wyzwania. Trzeba powstrzymać narastającą falę nienawiści. Dziękuję pospolitemu ruszeniu na rzecz wolnej Polski. To dziś trudna próba dla nas wszystkich. Od nas zależy, czy tę porażkę przekujemy w zwycięstwo – wskazywał.
Koniec partii władzy
Porażka Komorowskiego to dla Platformy prawdziwa katastrofa. Przede wszystkim kończy się czas sprawowania przez ludzi PO praktycznie całej władzy wykonawczej w kraju – prezydentury, rządu, większości urzędów centralnych i samorządów wojewódzkich. Utrata własnego prezydenta to dla tej piramidy władzy ogromny cios. Od momentu zaprzysiężenia Andrzeja Dudy – co nastąpi najprawdopodobniej 6 sierpnia – skończy się trwający od 2010 r. okres unii między Pałacem Prezydenckim i Kancelarią Premiera. Za czasów swej prezydentury Komorowski był de facto współpremierem, bo miał wpływ na politykę rządu i – co naturalne – niemal w pełni ją akceptował.
Bez względu na to, które ze swych zapowiedzi sprzecznych z polityką PO Duda będzie chciał realizować, jako prezydent będzie do rządu Ewy Kopacz nastawiony co najmniej chłodno, a może wręcz konfrontacyjnie. Dość przypomnieć ostre konflikty między rządem Donalda Tuska a prezydentem Lechem Kaczyńskim, w którego kancelarii Duda wszak zbierał polityczne doświadczenie.