Stankiewicz: Zmierzch Platformy władzy

Ewa Kopacz zapomniała o elektoracie liberalnym.

Aktualizacja: 21.10.2015 07:21 Publikacja: 20.10.2015 20:08

Stankiewicz: Zmierzch Platformy władzy

Foto: AFP

Ta kampania kończy się dla Platformy tak, jak się zaczęła – wewnętrznymi konfliktami. Wszak układaniu partyjnych list towarzyszyła prawdziwa wojna. Kopacz nie była w stanie usunąć polityków zamieszanych w afery, więc tylko przesunęła ich na niższe miejsca.

Mija właśnie dekada, odkąd Platforma i PiS dominują na scenie politycznej, walcząc ze sobą o władzę. I – jak w 2005 r. – PiS ma szansę wygrać nie tylko prezydenturę, ale także wybory parlamentarne. Utrata kontroli nad państwem byłaby dla PO potężnym testem, bo ugrupowanie w obecnym kształcie jest głównie partią władzy, zrzeszającą ludzi czerpiących korzyści z jej rządów. Byłby to kolejny dotkliwy test po sensacyjnej porażce Bronisława Komorowskiego oraz wyjeździe Donalda Tuska do Brukseli.

Zakładając, że wygrana PiS jest niemal pewna, a zmiana władzy bardzo możliwa, fundamentalne pytanie dla Platformy brzmi – jaką partią się stanie i kto będzie nią kierował. Stronnicy Ewy Kopacz przekonują, że nawet w razie porażki tylko ona jedna jest w stanie powstrzymać erozję wewnątrz PO, a zatem powinna pozostać szefową partii i liderką opozycji. Gdyby jednak ktoś chciał podważyć jej pozycję, to jest wytrych, po który można sięgnąć – partyjny regulamin. Formalnie Kopacz wypełnia obowiązki przewodniczącej czasowo, do momentu wybrania przez wszystkich działaczy PO nowego lidera. Tyle że regulamin wewnętrzny nie precyzuje, jak długo można być takim czasowym przewodniczącym. Ów „ktoś", kto miałby ochotę wysadzić Kopacz z siodła, to oczywiście Grzegorz Schetyna.

Na finale kampanii polityk zepchnięty karnie na kielecką listę PO przypomniał o sobie. – Nie było dużej różnicy między paniami – oświadczył w Radiu Zet po debacie Kopacz z Beatą Szydło z PiS. Krytykował także sztab PO za to, że nie przygotował odpowiedniej oprawy wystąpienia Kopacz po debacie. Po debacie Szydło wystąpiła z ognistą przemową do swych zwolenników, zaś Kopacz udzieliła nieskładnego wywiadu na korytarzu czyhającym na nią dziennikarzom. Efekt wizualny był oczywisty – Szydło jest bliżej zwyczajnych ludzi i podziela ich emocje, a Kopacz nie przyciąga zwolenników. – Sztab PiS odrobił lekcję. W takiej debacie ważna jest też atmosfera i trzeba dbać o takie rzeczy – stwierdził Schetyna.

Kopacz odebrała tę krytykę jako podsumowanie całej debaty. I odwinęła się: – To może się zastanowię i jego wyślę na drugą debatę, skoro jest taki silny – stwierdziła.

To pokazuje, że – w odróżnieniu od PiS, gdzie konflikty są wyciszane – Platforma kipi od negatywnych emocji.

Schetyna powiedział jeszcze jedno: – Osiągniemy przyzwoity wynik i będziemy walczyć o to, żeby stworzyć koalicję rządową.

A to znaczy, że nie wierzy w wygraną Platformy. Prawda jest taka, że w szeregach partii nikt już w to nie wierzy.

Przyczyn prawdopodobnej porażki Platformy jest wiele. Spora część nie jest bezpośrednią odpowiedzialnością Kopacz – jak afery, zaniedbania i bolesne społecznie decyzje z czasów Donalda Tuska (choćby podwyższenie wieku emerytalnego czy cięcia w OFE). Ale i pani premier, rządząc krajem i partią od ponad roku, ma swój bilans. Opozycja skorzystała na tym, że Kopacz nie była skuteczna w widowiskowych kwestiach – poprawie sytuacji służby zdrowia, restrukturyzacji górnictwa czy rozwiązaniu kryzysu imigracyjnego.

Platforma i rząd za Kopacz miały jeden główny pomysł na kampanię – rozdawanie pieniędzy. Kopacz podwyższyła płacę minimalną, obiecała minimalną stawkę 12 zł za godzinę pracy, zgodziła się na podwyżkę dla budżetówki oraz dodatki dla emerytów, wprowadziła też „nowe becikowe". Pani premier uznała, że kluczem do zwycięstwa są wyborcy przeciętnie i słabo uposażeni. Prawie zapomniała o elektoracie liberalnym, fundamencie, na którym półtorej dekady temu wyrosła Platforma.

Na tym opuszczonym gruncie wykiełkowała Nowoczesna. Duże szanse na wejście do parlamentu partia Ryszarda Petru ma właśnie dzięki socjalistycznej polityce Kopacz. Tusk, gdy wypuszczał się na łowy na terytoria lewicowo-socjalne, skrupulatnie pilnował, by nie wyrosła mu liberalna konkurencja. Kopacz o liberalnych wyborcach zapomniała, a jeśli już sobie przypominała, to oferowała im in vitro.

W efekcie przed wyborami Kopacz toczyła wojnę na dwa fronty – z jednej strony z Jarosławem Kaczyńskim i PiS, a z drugiej z Ryszardem Petru i Nowoczesną. W obu tych starciach Platforma zawodziła. Kopacz trudno było znaleźć korzystną dla PO oś sporu z PiS – nie działało straszenie Kaczyńskim i Macierewiczem, radykalizmem religijnym, bankructwem państwa i wyprowadzeniem Polski z UE w razie jego rządów.

Metodą na powstrzymanie odpływu elektoratu do Petru miało być ogłoszenie planów reformy podatkowo-składkowej, tyle że była ona tak niezrozumiała, że sama Kopacz miała problem, by ją wyborcom wytłumaczyć. Ograniczyła się więc do straszenia, że głos oddany na Petru to głosowanie na Kaczyńskiego – co wobec malejącego strachu przed rządami PiS dało umiarkowany efekt.

Petru zaczynał kampanię jako outsider, lekceważony przez Kopacz i innych liderów PO. Latami sondował możliwość wejścia do polityki, ale ograniczała go bezpośrednia lojalność wobec Bronisława Komorowskiego i pośrednia – wobec PO. Gdy Komorowski przegrał wybory, próbował zmusić Kopacz, by zawarła z Petru koalicję wyborczą. Skończyło się fiaskiem – i Kopacz, i Petru nie mieli już w tym interesu.

Petru poprowadził dobrą kampanię, znacznie bardziej spójną i konsekwentną od Platformy. Choć kręci się wokół polityki od dwóch dekad, to udało mu się zaprezentować jako nowa siła. Nie zaszkodziły mu zarzuty nieprawidłowości w finansowaniu kampanii wyborczej, bez większego echa przeszło też ujawnienie przez kontrowersyjnego biznesmena Zbigniewa Stonogę wewnętrznych e-maili wykradzionych Nowoczesnej. Właśnie ta korespondencja dowodzi zresztą, że Petru nie jest przybudówką Platformy. Jest raczej zainteresowany przegraną PO i tąpnięciem wewnątrz tej partii, bo w tym upatruje szansy Nowoczesnej.

Walka Kopacz z Petru to nie tylko arytmetyczna walka o głosy. Tak naprawdę wybory są tylko elementem szerszej rozgrywki – o przywództwo przyszłej opozycji. Gra o to Kopacz, gra też Schetyna, ale swe ambicje mają także politycy spoza PO, w tym Petru. Podczas rządów PiS opozycja prędzej czy później będzie miała jedną twarz. Ale to, czyją, jest wciąż kwestią otwartą.

Ta kampania kończy się dla Platformy tak, jak się zaczęła – wewnętrznymi konfliktami. Wszak układaniu partyjnych list towarzyszyła prawdziwa wojna. Kopacz nie była w stanie usunąć polityków zamieszanych w afery, więc tylko przesunęła ich na niższe miejsca.

Mija właśnie dekada, odkąd Platforma i PiS dominują na scenie politycznej, walcząc ze sobą o władzę. I – jak w 2005 r. – PiS ma szansę wygrać nie tylko prezydenturę, ale także wybory parlamentarne. Utrata kontroli nad państwem byłaby dla PO potężnym testem, bo ugrupowanie w obecnym kształcie jest głównie partią władzy, zrzeszającą ludzi czerpiących korzyści z jej rządów. Byłby to kolejny dotkliwy test po sensacyjnej porażce Bronisława Komorowskiego oraz wyjeździe Donalda Tuska do Brukseli.

Pozostało 87% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Kraj
Konwencja PiS w Przysusze. Jarosław Kaczyński mówi o torturach i łamaniu konstytucji, o szaleńczych planach rządu
Kraj
Znaleziono szczątki ludzi na terenie byłego poligonu pod Łodzią
Kraj
Cisza wyborcza do kasacji? Senat zamówił opinię w MSWiA