Odpowiem przykładem. Popatrzmy na otwarte niedawno Lubelskie Centrum Konferencyjne. Z kolegami z zagranicy planujemy zorganizować tam dużą konferencję, w której będzie reprezentowanych około 45–50 krajów. Centrum daje taką możliwość, pracują w nim ludzie, którzy chcą nam w tym pomóc i którzy znają rynek usług kongresowych. Oni zapewniają wsparcie, a merytoryczną pracę zostawiają zainteresowanym naukowcom. Podobnie wyobrażam sobie działanie integratora na każdym rynku. Stworzyć możliwość, zaplecze, doradzić, wspomóc w uruchomieniu i rozwijać współpracę, ale nie wyręczać zainteresowanych podmiotów w jej prowadzeniu.
W Lublinie z sentymentem wspomina się czasy funkcjonowania fabryki samochodów, gdy zainwestował koncern Deawoo. Jest szansa, że znowu pojawi się taki inwestor?
Wątpliwe, przynajmniej jeśli chodzi o branżę wysokonakładową, w szczególności motoryzacyjną. Taki inwestor pojawia się tam, gdzie istnieją odpowiednie warunki techniczne do takiej działalności. Większość producentów samochodów i komponentów inwestuje na Śląsku, bo ten region jest odpowiednio skomunikowany, ma bezpośredni dostęp do autostrad polskich i europejskich, do atrakcyjnych rynków zbytu, na przykład niemieckiego lub austriackiego. Koszty dostępu do klientów są tam znacznie mniejsze, niż gdyby taki zakład ulokować w Lublinie. Mamy wprawdzie dużo doświadczeń historycznych związanych z branżą motoryzacją, a także aktualnych, choćby działalność firmy Ursus, ale mamy o wiele więcej doświadczeń z szeroko rozumianą branżą agro oraz dużo więcej ludzi młodych, którzy nastawiają się na branżę IT. Którzy mogą tę branżę zdecydowanie sprawniej i szybciej rozwijać przy nieporównywalnie niższych nakładach inwestycyjnych niż choćby w przypadku przemysłu elektromaszynowego.
Widzi pan zmianę klimatu dla biznesu na Lubelszczyźnie?
Szczerze mówiąc, mam mieszane uczucia. Oczywiście jest zdecydowanie lepszy niż 10–15 lat temu. Jest więcej instytucji wsparcia biznesu, aktywnie i sprawnie działa urząd miasta, uruchomiono biuro obsługi inwestorów, jest zdecydowanie lepsza infrastruktura, logistyka, zmieniła się mentalność urzędników, sprawnie działają organizacje pracodawców. Jednocześnie mam czasami poczucie braku wizji i determinacji w działaniach różnorodnych instytucji. Można odnieść wrażenie, że niektóre programy wsparcia realizowane są bez głębszej refleksji, powielają to, co robią inni i nie zawsze zwraca się uwagę na specyfikę regionu i mentalność jego mieszkańców, podejmowane są inicjatywy, które się dublują i nie wnoszą szczególnej wartości dodanej. Bardzo często osiągamy założone wskaźniki, ale nie uzyskujemy realnej zmiany. Tu też brakuje w mojej ocenie integratora, który byłby w stanie odgrywać taką rolę, jaką np. w czasie tworzenia strategii rozwoju Lublina pełnił prezydent miasta.
Ale poziom wynagrodzeń wciąż należy do najniższych w Polsce.