Twarze dobra i zła
Prof. Barbara Engelking, kierowniczka Centrum Badań nad Zagładą Żydów Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, zastanawiała się, jak można scharakteryzować środowiska, w których rodzi się zło i dobro. Według niej naszkicowanie portretów takich środowisk jest bardzo trudne. – Pierwszy przykład zła, który mi się narzuca, to szmalcownicy. Jest to zło, które dotykało każdego Żyda, który ukrywał się w Warszawie. Podstawowe zagrożenie wiązało się z tym, że ktoś cię zaczepi na ulicy lub przyjdzie do twojego domu i cię zaszantażuje. Bardzo mało wiemy na temat tego zła. Wiemy tylko, w jaki sposób oddziaływało i jakie były jego skutki. Ale tak naprawdę zło zostaje w dużym stopniu anonimowe. Szmalcownicy nie przedstawiali się z imienia i nazwiska, nie wiemy, ilu ich było, a jeden szmalcownik mógł przecież zadenuncjować kilku Żydów – podkreślała prof. Engelking.
Jak Izrael nie ścigał nazistów
To, że izraelskie tajne służby niestrudzenie poszukiwały na całym świecie niemieckich zbrodniarzy, jest wielkim mitem. Hitlerowców, których dosięgnęła zemsta Tel Awiwu, było bowiem zaledwie kilku.
– To zło było wszechobecne i bardzo niebezpieczne, ale nieuchwytne. Natomiast dobro nie jest anonimowe – ma twarz, imię i nazwisko. To są konkretne osoby opisywane jako ci, którzy pomagają na różne sposoby. Ludzie, którzy pomagali Żydom w pierwszej kolejności, to przede wszystkim byli inni Żydzi, którzy mieli możliwość chodzenia po mieście i opiekowania się innymi. Żegota była organizacją federacyjną, w której skład wchodziły polskie i żydowskie organizacje pomocy. Najwięcej podopiecznych w Warszawie miał Żydowski Komitet Narodowy, na drugim miejscu był Bund, a dopiero na trzecim polskie organizacje – wyjaśniła profesor. Jakie środowiska pomagały Żydom? – To trudna odpowiedź, bo badania na ten temat cały czas trwają. Mogę jedynie przedstawić moje pierwsze wrażenia na temat tego, które ugrupowania pomagały Żydom bardziej niż inne. Wydaje się, że były to środowiska lewicowe, a szczególnie PPS. – Lewicowa ideologia braterstwa i idee równości i sprawiedliwości społecznej sprawdziły się w czasie wojny. Jednak decyzja o pomaganiu mimo groźby śmierci bardziej wiązała się z cechami osobowościowymi niż przynależnością do jakiegoś środowiska – podsumowała profesor.
Zgubne poczucie misji
Kto może być sprawcą zbrodni? Prof. Michał Bilewicz, kierownik Centrum Badań nad Uprzedzeniami Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego, powołał się na słynny eksperyment Stanleya Milgrama, w którym badał on posłuszeństwo ludzi wobec autorytetów. – Wydawało się, że eksperyment pokazuje, iż można skłonić kogoś do zadawania bólu drugiemu człowiekowi poprzez porażenie prądem, ustawiając go w roli ucznia. Tymczasem kluczowym czynnikiem okazał się fakt, że uczestnik eksperymentu wie, że bierze udział w eksperymencie. W tym wypadku mocno działa na niego autorytet badania naukowego. „Uczestniczę w eksperymencie naukowym, w którym mam pomóc rozwijać naukę. Jako zwykły człowiek dostałem unikalną szansę uczestnictwa w wielkim ważnym badaniu naukowym wspartym autorytetem Uniwersytetu Yale” – referował psycholog.
– Gdy spojrzymy na to, kto pracował w obozach śmierci, to widać, że wiele z tych osób zaczynało kariery jako pomocnicy lekarzy w programie T-4 (akcja ludobójstwa osób niepełnosprawnych w Trzeciej Rzeszy – red.). Ci ludzie nadal mieli poczucie, że uczestniczą w wielkim przedsięwzięciu z zakresu rasowej higieny i pracują nad zdrowym społeczeństwem przyszłości, gdzie pewnych chorób ma nie być, podobnie jak ma nie być również narodów, które roznoszą te choroby. Milgram mówił, że każdy jest zdolny do posłuszeństwa poprzez stopniowe wdrażanie. Otóż nie. Niedawno powtórzono eksperyment Milgrama w Polsce. Wprowadzono wariant, w którym badany nie szedł po kolei na skali porażenia, tylko od razu na samym początku proszono go o jak najsilniejsze porażenie, rzekomo śmiertelne. Okazuje się, że wyniki były identyczne – 60 proc. badanych wciskało ten przycisk. Czyli nie jest tak, że wchodzimy w bezrefleksyjny mechanizm sprawstwa i człowiek „po prostu tak ma”. To sytuacja, w której identyfikujemy się z powierzonym zadaniem i dlatego jesteśmy w stanie poświęcić swoje moralne odruchy – uważa prof. Bilewicz.
Przemoc, ludzka przyjemność?
Prof. Andrzej Leder, kierownik zespołu Filozofii Kultury Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, stwierdził, że bardziej prawdopodobna hipoteza ludzkiego zła mówi, iż „sama przemoc i cierpienie innych może być źródłem wielkiej przyjemności i rozkoszy”. – Większość systemów etycznych, w których jesteśmy wychowywani, stara się ograniczać ten rodzaj przyjemności. Ale jeżeli znajdzie się pewien rodzaj socjalizacji i ideologia, która zniesie ten zakaz, bardzo łatwo duża grupa ludzi wybierze taką postawę. Systemy ideologiczne, które zdejmują zakaz przemocy, niosą takie niebezpieczeństwo. Prywatyzują przemoc i pozwalają ludziom na to, żeby zachowywali się w sposób straszny. Znamy biografie sprawców pogromu kieleckiego. Okazuje się, że jest pewna nadreprezentacja polityczna. Mimo że bardzo wielu sprawców znalazło się później w milicji i Wojsku Polskim, wcześniej byli oni związani z radykalną prawicą i radykalną prawicą antysemicką. Wielu z nich było również sprawcami zbrodni wobec Żydów w czasie wojny. Jeżeli mamy odczłowieczającą ideologię – a radykalne prawicowe ideologie mają taki charakter – bardzo łatwo będzie uruchomić prywatyzację przemocy, bo dla wielu ludzi będzie to po prostu frajda – podkreślił profesor.