Wiara narodów Starego Kontynentu w Unię Europejską się chwieje, co pokazują sondaże. W połączeniu z referendum w Wielkiej Brytanii i konsekwentną polityką rosyjską rozbijania spójności Zachodu to dzwonek alarmowy dla Polski.
Fundamentem naszej geostrategii jest bowiem zaangażowanie Niemiec w system zobowiązań, który uniemożliwia im samodzielne budowanie potęgi, oraz powstrzymywanie Rosji w oparciu właśnie o blok sojuszniczy. Ewentualne wychodzenie poszczególnych krajów z UE i zastąpienie układu blokowego „koncertem mocarstw", jak chciałaby Rosja, nie tylko zepchnie nas na margines, ale wręcz zagraża elementarnemu bezpieczeństwu Polski.
Badania przeprowadzone niedawno przez Ipsos/MORI pokazały, że 58 proc. Włochów i 56 proc. Francuzów chciałoby w swoich krajach referendów na temat członkostwa w UE. W pozostałych badanych państwach odsetek ten zbliża się do 50 proc. Z kolei 48 proc. Francuzów i 41 proc. Włochów głosowałoby za opuszczeniem Wspólnoty.
Po brytyjskim referendum w czerwcu, szczególnie jeśli da ono wynik niekorzystny dla zwolenników pozostania w UE, także w innych państwach pojawią się żądania podobnych głosowań. Wyniki sondażu pokazują zaś, że w razie dalszego rozchwiania nastrojów, choćby w związku z kryzysem migracyjnym, możliwy jest rozpad Unii lub jej zredukowanie liczebne.
Ruchy antyunijne z roku na rok rosną w siłę. Front Narodowy we Francji czy Ruch Pięciu Gwiazd we Włoszech to już znaczący gracze z realną opcją zdobycia władzy. Coraz prężniej poczyna sobie Alternatywa dla Niemiec (AfD), a Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP), choć ze względu na specyfikę systemu wyborczego nie wywindowała się do czołówki życia politycznego, wywiera silny wpływ na politykę Partii Konserwatywnej. Przykładem jest referendum rozpisane przez premiera Camerona.