Incydent odbił się szerokim echem, a doszło do niego 11 listopada 2013 r. w Warszawie, podczas Marszu Niepodległości. W efekcie starć z policją na teren ambasady wrzucono petardy, spłonęła budka strażnicza dla chroniących obiekt policjantów. Warszawska prokuratura nie znalazła podpalaczy ani ewentualnego podżegacza. Nowe śledztwo dotyczące głośnych wydarzeń prowadzi Prokuratura Okręgowa w Suwałkach – ustaliła „Rzeczpospolita". Wszystkie okoliczności zdarzenia poleciła wyjaśnić Prokuratura Krajowa.
– Postępowanie toczy się w dwóch wątkach, na razie nikomu nie postawiliśmy zarzutów – mówi Anna Kolesińska-Soroka, pełniąca funkcję zastępcy prokuratora okręgowego w Suwałkach.
Pierwszy wątek nowego śledztwa dotyczy samego podpalenia i ma na celu ustalenie jego sprawców, a dodatkowo tego, czy wywołanie ognia naraziło zdrowie i życie uczestników marszu (wcześniej stołeczna prokuratura śledztwo o podpalenie umorzyła z powodu niewykrycia sprawców).
Nie mniej ciekawy jest drugi wątek, w którym śledczy zbadają, czy Bartłomiej Sienkiewicz – w 2013 r. był szefem MSW – mógł podżegać do podpalenia budki.
Ta sugestia, która już wcześniej wywoływała emocje, pojawiła się w 2015 r., gdy tygodnik „Do Rzeczy" w artykule „Czy były szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz kazał podpalić budkę przed ambasadą? Rosji?" ujawnił rozmowę byłej wicepremier i minister infrastruktury Elżbiety Bieńkowskiej z szefem CBA Pawłem Wojtunikiem. W rozmowie nagranej w restauracji Sowa & Przyjaciele miała paść sugestia, jakoby Sienkiewicz zlecił policjantom spalenie budki. CBA podważało wówczas autentyczność rozmowy, szef CBA twierdził, że niczego takiego nie mówił, a Bartłomiej Sienkiewicz publicznie stwierdził, że to „bzdura i absurd". „Niedługo się dowiem, że czarną wołgą porywam dzieci albo wywołałem wojnę rosyjsko-ukraińską" – mówił wówczas szef MSW mediom.