Zakup około 120 obiektów pochodzących z Poczty Powstańczej na aukcji w Niemczech przedstawia się jako wielki sukces polskiej dyplomacji kulturalnej. Nie ma chyba żadnych wątpliwości co do wartości historycznej tych przedmiotów i miejsca, gdzie powinny się znaleźć, czyli Muzeum Powstania Warszawskiego. To, czyli cel, nie podlega dyskusji. Istotne wątpliwości budzi natomiast metoda, czyli jak do tego celu doprowadzono. I są to wątpliwości nie tylko prawne.
Przede wszystkim jest niemożliwe, by poszczególne obiekty składające się na zakupioną w Niemczech kolekcję zostały z terytorium Polski wywiezione legalnie. Niezależnie od chwili, w której wywóz nastąpił. Jeśli bowiem zostały przejęte przez okupanta i on dokonał ich wywozu, to podlegają restytucji na takiej zasadzie jak inne archiwalia po drugiej wojnie światowej, zwłaszcza że wówczas sporne mogło być uznanie tych dokumentów za zabytki. Jeśli natomiast wywóz nastąpił po zakończeniu wojny, to musiał zostać dokonany z naruszeniem obowiązującego prawa: zarówno regulacji przedwojennych (właściwych przepisów dekretu Rady Regencyjnej z 31 października 1918 r. o opiece nad zabytkami przeszłości, rozporządzenia prezydenta Rzeczypospolitej z 6 marca 1928 r. o opiece nad zabytkami), jak i przede wszystkim obowiązujących kolejno restrykcji wywozowych z dekretu z 1 marca 1946 r. o rejestracji i zakazie wywozu dzieł sztuki plastycznej oraz przedmiotów o wartości artystycznej, historycznej lub kulturalnej, ustawy z 15 lutego 1962 r. o ochronie zabytków i o muzeach, oraz ustawy z 23 lipca 2003 r. o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami. Nie dokonując szczegółowej analizy wskazanych aktów, jedno należy podkreślić: nie można było bez uzyskania stosownej zgody właściwego organu legalnie wywieźć tych obiektów z Polski.
Co więc w sytuacji, gdy wywiezione zostały bezprawnie? Należałoby podjąć działania na płaszczyźnie karnoprawnej i za pośrednictwem niemieckiej policji i prokuratury doprowadzić do zablokowania sprzedaży przez zabezpieczenie tych przedmiotów. I nawet jeśli na tej drodze nie udałoby się odzyskać całej kolekcji, to powyższe działania byłyby niewątpliwie argumentem w negocjacjach w sprawie jej ceny.
Oczywiście przy takim obrocie sprawy sytuacja prawna i faktyczna osoby oferującej obiekty do sprzedaży znacznie się komplikuje, a tym samym jej pozycja negocjacyjna się osłabia. Jeśli chodzi o dom aukcyjny, to traci jedynie prowizję ze sprzedaży, natomiast odpowiedzialności nie ponosi praktycznie żadnej. Kolekcjoner zaś, który wystawił przedmioty na sprzedaż, musi się liczyć z tym, że taka kolekcja będzie rodzić kontrowersje. Każdy, kto decyduje się na tworzenie kolekcji dzieł sztuki lub zabytków danego rodzaju, musi z właściwą powagą podchodzić do zbieranych przez siebie przedmiotów. Zwłaszcza gdy stanowią ważną pamiątkę dla jakiegoś narodu. Jeśli chodzi o tego typu zbiory muzealne, to sprawa jest uregulowana w kodeksie etyki muzealnej ICOM. Brak jednak spisanych norm etycznych adresowanych do kolekcjonerów prywatnych.
Cóż więc powinien zrobić kolekcjoner zachowujący szacunek dla wartości, które przedmioty z jego kolekcji uosabiają, gdy postanowi ją sprzedać? A przecież to mu wolno. W pierwszej kolejności powinien złożyć ofertę podmiotom, które – jak można sądzić – będą zainteresowane jej zakupem. Dotyczy to zapewne zarówno władz niemieckich, które może byłyby zainteresowane jej odkupieniem w celu przekazania Polsce, władz polskich, które z pewnością byłyby zainteresowane jej nabyciem, jak i bezpośrednio samych muzeów. Takie działanie powinno poprzedzić wystawienie tego typu przedmiotów na wolnym rynku sztuki.